Życie, które przeminęło
~ Z perspektywy Konan
Siedziałam na jednej z niewygodnych, szpitalnych kozetek i ze znudzeniem wpatrywałam się w białą ścianę. Wisiał na niej jakiś stary kalendarz z psami, który jako tako pozwalał mi się rozluźnić. Nie da się ukryć, że nigdy nie lubiłam takich miejsc.
- Badania krwi będą do odebrania jutro przed szesnastą. Na razie nie możemy zrobić nic innego ze względu na twój stan - powiedziała kobieta znad okularów.
Na te słowa moja mama głęboko wciągnęła powietrze i zerknęła na mnie wzrokiem pełnym obawy. Z drugiej strony dało się wyczuć w nim trochę złości, której na pewno nie chciała mi ukazać w szpitalu. W domu to zupełnie inna sprawa. Praktycznie się do mnie nie odzywała, jednak mimo tego robiła wszystko, bym poczuła, że mam w niej nikłe wsparcie. Przynajmniej się starała, nie to co ojciec.
- Dziękujemy pani bardzo - odparła nieswoim głosem i chwyciła mnie za przedramię. Lekko pociągnęła mnie w stronę wyjścia, przez co tylko zdążyłam pożegnać się z pielęgniarką i wziąć swoje rzeczy. Z jednej strony cieszyłam się, że wreszcie mogę opuścić to przeklęte miejsce, jednak z drugiej strony wiedziałam, że w domu jest jeszcze gorzej. Byłam między młotem, a kowadłem i to na własne życzenie.
Matka szła parę kroków przede mną, zaciskając swoje dłonie w pięści. Do dzisiaj nie wiem, czy w ten sposób próbowała ukryć swoją wściekłość, czy bezradność.
- Masz mój telefon? - zapytałam, podbiegając do swojej opiekunki.
Akemi wyjęła ze swojej czarnej torebki mój aparat i bez słowa mi go wręczyła. Szybkim ruchem sprawdziłam wiadomości, po czym mimowolnie się uśmiechnęłam. Dostałam smsa od Sakury, co świadczyło, że moja sąsiadka złoży mi dzisiaj wizytę i pozbawi mnie możliwości przebywania sam na sam z rodzicami. Za to byłam jej najbardziej wdzięczna.
Kiedy weszłam do domu, było już grubo po siedemnastej. Mój ojciec nadal siedział w pracy, a matka zaczęła się szykować na nocną zmianę. Ja natomiast, zrzuciwszy uprzednio swoje trampki, szybko wskoczyłam na górę do swojego pokoju, z którego przez większość czasu nie wychodziłam i włączyłam jedną ze swoich ulubionych płyt Coldplaya, Mylo Xyloto. Położyłam się na swoim dużym łóżku i przymknęłam oczy z nadzieją, że cały świat chociaż na ułamek sekundy zniknie. Albo przynajmniej ja. Przez całą tą sytuację czułam się strasznie zmęczona, dlatego też nie miałam na nic ochoty. Po prostu siedziałam w swoim pokoju, który powoli zamieniał się w fortecę.
Po jakimś czasie zmusiłam samą siebie do wstanie i ruszyłam w stronę białej komody. Odsunęłam pierwszą szufladę i zamyśliłam się przez chwilę. Ubrania, które miałam na sobie przesiąkły szpitalnym zapachem, co nie pozwalało mi nic zrobić, dlatego chwyciłam w dłoń jedną ze starych, rozciągniętych koszul i szybko się przebrałam. Spojrzałam parę razy na swoje odbicie w lustrze i wzdychnęłam.
- Nie jest tak źle, Konan. Zawsze mogło być gorzej - mruknęłam do siebie.
Wzięłam z biurka swojego laptopa, uprzednio zrzucając z niego ulotki, które zostawiła mi matka i ponownie położyłam się na łóżku. Sprawdziłam pocztę i włączyłam komunikator mając nadzieję, że zastanę Sakurę. Na szczęście była dostępna.
K: Hej piękna. Przyjdziesz?
S: Mam być?
K: Jak najszybciej...
S: To otwórz drzwi :).
Sakura znalazła się u mnie dosłownie dwie minuty później ze swoich uśmiechem i kubełkiem lodów straciatella. Zawsze starała się robić wszystko, bym tylko się nie przejmowała i nie wpadła w depresje. Była miła aż zanadto, co bardzo mnie dziwiło, ponieważ nigdy nie miałam z nią dobrego kontaktu. Poprawka - nigdy nie miałam z nią kontaktu. Zawsze chodziłam z Yahiko lub Nagato, zupełnie nie zwracając uwagi na innych, a tym bardziej na młodszy. Sakura była w klasie dwa lata niżej ode mnie, jednak mimo to znalazłam w niej ogromne wsparcie w tamtym okresie. Była jak lek na przeziębienie.
Włączyłyśmy jakąś durną komedię i zajadając się lodami rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, w ogóle nie przejmując się tym, co się wokół nas działo. Zawsze, kiedy odwiedzała mnie Sakura, czułam się, jakby wszystko było tak jak kiedyś. Niestety, po pewnym czasie ten czar znikał, ponieważ brakowało mi ich. Chłopaków.
- Nie masz zamiaru wrócić do szkoły, prawda? - zapytała różowowłosa, wpatrując się we mnie.
Wzdychnęłam głęboko i położyłam się na plecach, rozkładając ręce na całej szerokości łóżka.
- Raczej nie. Trochę głupio bym się tam czuła - powiedziałam spokojnie, przymykając oczy.
- Nie sądzę, by Yahiko pozwolił ci się tak czuć - dodała.
Gdy tylko usłyszałam imię mojego przyjaciela, smutno się uśmiechnęłam. Przed oczami stanęła mi sytuacja z ostatniego dnia wakacji i to, jak go potraktowałam. Nie byłam sobą, co on na pewno zauważył. Nigdy nie dało się go okłamać, nawet gdy byliśmy dziećmi, zawsze wiedział, co jest grane. Wydaje mi się, że właśnie to w dużym stopniu pomogło nam się zaprzyjaźnić. Jego zrozumienie i wsparcie.
- Tego właśnie się obawiam - mruknęłam, po czym wstałam do pozycji siedzącej. - Ale dosyć o mnie. Co u ciebie? - zapytałam, uważnie przyglądając się mojej rozmówczyni.
- Zależy o co pytasz - uśmiechnęła się smutno i wlepiła wzrok w telewizor.
- Jak tam młody Uchiha?
Sakura przygryzła wargę, tak jakby się przed czymś hamowała. Niewątpliwie moje pytanie było nie na miejscu, jednak musiałam dowiedzieć się więcej. Odkąd straciłam kontakt z chłopakami z Akatsuki nie wiedziałam, co dzieje się z Sasuke, a bardzo mnie to męczyło.
- Nie wiem. Nie było go dzisiaj w szkole, wczoraj zresztą też nie - odparła nieco zmieszana.
- Rozumiem. Czemu nie spytasz Itachiego co z nim? - Chwyciłam w rękę gumkę recepturkę i zaczęłam się nią bawić.
- Nie wypada mi zbytnio. Nawet go nie znam, a z Sasuke też za bardzo kontaktu nie mam.
- Yhm - zamyśliłam się. - W takim razie ja go o to zapytam - dodałam wesoło i chwyciłam swój telefon.
Sakura widząc moje zamiary szybko wyrwała mi aparat z ręki. Chciałam jej go odebrać, jednak dziewczyna była ode mnie szybsza. Mój plan skończył się na tym, że nie mogłam go zrealizować, a strasznie chciałam porozmawiać z łasicem. Tak naprawdę mógł być to ktokolwiek z Aka, byle nie Yah lub Nagato.
- Przecież nie powiedziałabym nic o tobie - mruknęłam niezadowolona i usadowiłam się bliżej dziewczyny.
- Nigdzie nie dzwonisz, nie w mojej obecności - odparła.
Sakura siedziała u mnie jeszcze kilka godzin, po czym o jedenastej udała się do domu. W odróżnieniu ode mnie musiała przyszykować się do szkoły. Ja natomiast znowu zostałam w swojej twierdzy sama i nawet nie miałam zamiaru z niej wyjść. Mój ojciec wrócił z pracy, dlatego nie chciałam pokazywać się mu na oczy, bo chociaż wiele czasu już minęło, on nadal chował do mnie urazę. Z jednej strony mu się nie dziwiłam. Generalnie sama bym chyba się tak zachowywała, gdyby moje dziecko było tak "nierozsądne i nierozważne", jak to powiedział mój opiekun. W każdym razie w głębi serca liczyłam, że uda mi się z nim pogodzić, przynajmniej na chwilę.
Zmotywowana tym, że miałam jawny powód by porozmawiać z Itachim, wykręciłam numer jego komórki i zadzwoniłam, mimo tak późnej pory. Nie czułam się z tym źle, ponieważ doskonale wiedziałam, że łasic jeszcze nie śpi. Zresztą... Tylko Sasori kładł się spać po dziesiątej. Na samo wspomnienie zaśmiałam się cichutko, po czym zaczęłam wsłuchiwać się w dźwięk sygnału. Odebrał po dwóch.
- Słucham? - zapytał nieprzytomnym głosem. Od razu pomyślałam, że go obudziłam, jednak mimo to nie czułam wyrzutów sumienia.
- Słucham? - zapytał nieprzytomnym głosem. Od razu pomyślałam, że go obudziłam, jednak mimo to nie czułam wyrzutów sumienia.
- Cześć, Itach - mruknęłam, a na moich ustach pojawił się cień uśmiechu. Chłopak zamilkł i przez dobre dwadzieścia sekund się nie odezwał. Nie wiedziałam, co jest grane, ale nie rozłączyłam się. Czekałam na jego reakcje.
- Ko... Konan? - zapytał zdziwiony.
- Duchem jeszcze nie jestem - parsknęłam ze śmiechem i położyłam się na dywanie, kładąc nogi na łóżku.
- Boże, oświecenie. Czemu się nie odzywałaś? - zapytał głosem pełnym wyrzutów.
- Nie miałam okazji - skłamałam. W rzeczywistości bałam się kontaktu z którymkolwiek z nich. Za dużo wspomnień mnie wtedy atakowało i jeszcze bardziej było mi żal życia, które nagle przeszło do przeszłości.
- A teraz masz? - zdziwił się.
- Cóż... Chciałam zrobić wywiad.
- Wywiad?
- No tak. Co z Sasuke? - przeszłam do konkretów z obawy, że rozmowa może zejść na niewłaściwy tor.
- Fajnie, odzywasz się po dwóch miesiącach i pytasz o młodego. Ciekawe - mruknął, udając obrażonego.
- Z tej strony to ja cie nie znałam. Od kiedy taki wygadany się zrobiłeś?
- Od jakiegoś czasu. Co z Sasuke? Nie wiem, szczerze powiedziawszy. Wrócił dzisiaj do domu o drugiej i zamknął się w swoim pokoju. Potem ojciec uciął sobie z nim pogawędkę i na tym się skończyło. Przy okazji jeszcze ja oberwałem.
- Kryłeś go? - zaśmiałam się. Przypomniało mi się, jakimi byli zgranymi braćmi, dopóki Sasuke nie wdał się w "nie to" towarzystwo. Zawsze kryli się wzajemnie przed rodzicami i mogli na sobie polegać. Była to taka prawdziwa braterska więź, którą do dzisiaj podziwiam.
- A co miałem zrobić? Nie sądziłem tylko, że wróci po dwóch dniach - dodał.
- Tak też można - zaśmiałam się sztucznie, starając się stwarzać pozory normalności. - A co z... - zawahałam się.
- Narkotykami? - dokończył za mnie. - Zapewne nadal się w to bawi - dodał ironicznie.
- Rozumiem.
Z Itachim rozmawiałam z dobre pół godziny. Praktycznie nasza rozmowa opierała się na nic nie znaczących faktach, a ja czułam się, jakbym rozmawiała z dobrą kumpelą o chłopakach. Paradoks, nie uważacie? W każdym razie przez tą telefoniczną rozmowę czułam, że coraz bardziej mi ich wszystkich brakuje.
- Rozmawiałaś z Nagato? - zapytał. Kiedy usłyszałam jego pytanie, miałam ochotę nacisnąć czerwoną słuchawkę i zakryć się wszystkimi poduszkami, które miałam na łóżku. Ewentualnie się nimi udusić. Na szczęście, nie miałam odwagi, by to zrobić, dlatego po krótkim przemilczeniu stwierdziłam, że nie ma co owijać w bawełnę.
- Nie i nie mam zamiaru - odparłam chłodno.
- Powinnaś - powiedział tak, jakby znał całą sytuację lepiej ode mnie.
- Nie musisz mnie pouczać w tych sprawach. Ja do twoich się nie wtrącam - dodałam chłodno.
Itachi na moją kąśliwą uwagę zaśmiał się donośnie od słuchawki.
- Prawda. Ale wiesz, cieszę się, że nie dogryzasz mi na każdym kroku.
- Wystarczy mi to, że wiesz, jak bardzo nienawidzę Namiko - mruknęłam, starając się zmienić temat.
- Wiem, dlatego mówię ci, co myślę. Powinnaś z nim porozmawiać, bo jeśli ty się nie odważysz, to on na pewno tego nie zrobi.
Słowa Itachiego siedziały w mojej głowie przez cały czas, a szczególnie wtedy, gdy próbowałam zasnąć. Podirytowana zerknęłam na zegarek, po czym przeciągle ziewnęłam. Powoli dochodziła druga w nocy, a ja nie mogłam zmrużyć oka. A wszystko przez tą rozmowę! Poniekąd łasic miał rację - jeśli ja nie zdecyduję się na rozmowę z Nagato, on sam tego nie zrobi. Zawsze taki był - cichy i raczej nieśmiały, ale komunikatywny. Właśnie ta jego część najbardziej mnie intrygowała. Szkoda tylko, że jest aż tak cholernie przeszkadzająca w tym przypadku.
Przewróciłam się na drugi bok i założyłam nogę na kołdrę, przytulając się do swojego wielkiego, pluszowego miśka. Zacisnęłam mocno powieki i zaczęłam jeszcze bardziej rozmyślać nad tym, co się wydarzyło. Gdybym miała otwarte oczy, najpewniej zaczęłabym płakać jak głupia. Na szczęście udało mi się tego uniknąć. Po jakimś czasie wstałam z łóżka i siadłam na jego rogu. Beznamiętnie zaczęłam wpatrywać się w okno. Księżyc był jaśniutki i rzucał przyjemną poświatę na pomieszczenie. Poczułam się tak, jakby czas się na chwile zatrzymał, a było to naprawdę kojące.
Po jakimś czasie wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę kuchni. Zachciało mi się pić. Szklanka wody na kaca najlepsza, zaśmiałam się w duchu, znowu przypominając sobie stare czasy. Stanęłam przy obszernym blacie i zapaliłam światło nad okapem. Trwałam tak przez jakiś czas, zupełnie zapominając po co przyszłam. Dopiero gdy rozejrzałam się po kuchni uświadomiłam sobie, że miałam nalać sobie wody. Wyjęłam z półki jedną ze szklanych filiżanek i nalałam do połowy napoju. Chwyciłam ją w dłoń i miałam iść do góry, gdy nagle poczułam ból - przeszywający, mniej więcej na całym ciele. Z moich ust wydobył się stłumiony krzyk, a szklanka upadła na podłogę rozbijając się na kawałki. Przykucnęłam, skulając się w kłębek, a z moich oczu popłynęły łzy. Nigdy nie czułam się tak okropnie i bezradnie. Ból cały czas się nasilał, a moje ciało zostało sparaliżowane. Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam krzyczeć i budzić rodziców. W głowie cały czas miałam nadzieję, że ból minie. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Przycisnęłam ramiona do brzucha i usiadłam na podłodze, opierając się o półkę. Niektóre z odłamków szkła wbiły się w moje ciało, jednak w porównaniu z tym, co się ze mną działo, ból był znikomy.
Nie wiem ile tam siedziałam. Dla mnie była to cała wieczność.
- Konan - usłyszałam przerażony szept. Powoli zerknęłam w stronę, z której usłyszałam głos, po czym ujrzałam wystraszoną matkę. Była w swojej koszuli nocnej - koronkowej o jasno zielonej barwie. Wyglądała tak ładnie - przeszło mi przez myśl. Wlepiłam w nią swój wzrok, po czym zmusiłam się do uśmiechu. Nie chciałam, by się martwiła. I tak przysporzyłam im dużo kłopotów i bólu.
- Nic mi nie je... - chciałam powiedzieć, jednak nagle moje oczy zakryła czarna powłoka, poczułam chłód posadzki i krzyk matki. Tylko tyle pamiętam.
Jasne słońce obudziło mnie do życia. Nie otwierając oczu przeciągnęłam się lekko, po czym ziewnęłam parę razy. Ciepło, które dostawało się przez okno było bardzo przyjemne, jednak troszeczkę niepokojące. Zastanawiałam się, dlaczego czuję promienie słoneczne z prawej strony, chociaż u siebie okno mam z lewej. Lekko wystraszona uchyliłam powoli powieki, oswajając się z otoczeniem.
- Witaj, Konan. Jak się czujesz? - usłyszałam przyjemny kobiecy głos. Szybko otworzyłam swoje oczy, po czym ujrzałam tą samą okularnicę, która jeszcze wczoraj pobierała mi krew.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam wystraszona. Nie pamiętałam za wiele z ubiegłego dnia. Moja pamięć kończyła się na rozmowie z Itachim.
- W szpitalu - poinformowała mnie, co było dla mnie rzeczą oczywistą, gdy tylko rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Co się...
- Zasłabłaś, ale spokojnie. Wszystko już w porządku - dodała i wyszła z pomieszczenia.
Ja natomiast zaczęłam się nerwowo rozglądać po pokoju. Byłam w nim sama, a jasne zasłonki w ogóle nie torowały słońcu dostępu do mojego łóżka. Spojrzałam na swoje ciało, po czym wystraszona stwierdziłam, że moje nogi są owinięte bandażami, a do ręki mam przyczepioną kroplówkę. Zaczęłam zastanawiać się, co tak naprawdę się wydarzyło.
W miarę oswajania się z otoczeniem, wspomnienia zaczęły powoli wracać. W duchu dziękowałam Bogu, że moja matka znalazła mnie w tej kuchni, chociaż wiedziałam, że teraz będę musiała zmierzyć się z jej wzrokiem "same z tobą kłopoty".
Zerknęłam na przezroczystą ściankę dzielącą korytarz z pokojem, dzięki czemu ujrzałam swoją rodzicielkę rozmawiającą z lekarzem. Wyglądała na zmartwioną, a jej reakcja na słowa doktora była tylko i wyłącznie dołująca. Ze spuszczoną głową potakiwała, od czasu do czasu zadając pytania. Byłam pewna, że gdy wejdzie do mnie do pokoju, powie, że wszystko jest w porządku, chociaż tak nie było. Zawsze ukrywała przede mną takie rzeczy.
Słowa Itachiego siedziały w mojej głowie przez cały czas, a szczególnie wtedy, gdy próbowałam zasnąć. Podirytowana zerknęłam na zegarek, po czym przeciągle ziewnęłam. Powoli dochodziła druga w nocy, a ja nie mogłam zmrużyć oka. A wszystko przez tą rozmowę! Poniekąd łasic miał rację - jeśli ja nie zdecyduję się na rozmowę z Nagato, on sam tego nie zrobi. Zawsze taki był - cichy i raczej nieśmiały, ale komunikatywny. Właśnie ta jego część najbardziej mnie intrygowała. Szkoda tylko, że jest aż tak cholernie przeszkadzająca w tym przypadku.
Przewróciłam się na drugi bok i założyłam nogę na kołdrę, przytulając się do swojego wielkiego, pluszowego miśka. Zacisnęłam mocno powieki i zaczęłam jeszcze bardziej rozmyślać nad tym, co się wydarzyło. Gdybym miała otwarte oczy, najpewniej zaczęłabym płakać jak głupia. Na szczęście udało mi się tego uniknąć. Po jakimś czasie wstałam z łóżka i siadłam na jego rogu. Beznamiętnie zaczęłam wpatrywać się w okno. Księżyc był jaśniutki i rzucał przyjemną poświatę na pomieszczenie. Poczułam się tak, jakby czas się na chwile zatrzymał, a było to naprawdę kojące.
Po jakimś czasie wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę kuchni. Zachciało mi się pić. Szklanka wody na kaca najlepsza, zaśmiałam się w duchu, znowu przypominając sobie stare czasy. Stanęłam przy obszernym blacie i zapaliłam światło nad okapem. Trwałam tak przez jakiś czas, zupełnie zapominając po co przyszłam. Dopiero gdy rozejrzałam się po kuchni uświadomiłam sobie, że miałam nalać sobie wody. Wyjęłam z półki jedną ze szklanych filiżanek i nalałam do połowy napoju. Chwyciłam ją w dłoń i miałam iść do góry, gdy nagle poczułam ból - przeszywający, mniej więcej na całym ciele. Z moich ust wydobył się stłumiony krzyk, a szklanka upadła na podłogę rozbijając się na kawałki. Przykucnęłam, skulając się w kłębek, a z moich oczu popłynęły łzy. Nigdy nie czułam się tak okropnie i bezradnie. Ból cały czas się nasilał, a moje ciało zostało sparaliżowane. Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam krzyczeć i budzić rodziców. W głowie cały czas miałam nadzieję, że ból minie. Niestety nic takiego nie miało miejsca. Przycisnęłam ramiona do brzucha i usiadłam na podłodze, opierając się o półkę. Niektóre z odłamków szkła wbiły się w moje ciało, jednak w porównaniu z tym, co się ze mną działo, ból był znikomy.
Nie wiem ile tam siedziałam. Dla mnie była to cała wieczność.
- Konan - usłyszałam przerażony szept. Powoli zerknęłam w stronę, z której usłyszałam głos, po czym ujrzałam wystraszoną matkę. Była w swojej koszuli nocnej - koronkowej o jasno zielonej barwie. Wyglądała tak ładnie - przeszło mi przez myśl. Wlepiłam w nią swój wzrok, po czym zmusiłam się do uśmiechu. Nie chciałam, by się martwiła. I tak przysporzyłam im dużo kłopotów i bólu.
- Nic mi nie je... - chciałam powiedzieć, jednak nagle moje oczy zakryła czarna powłoka, poczułam chłód posadzki i krzyk matki. Tylko tyle pamiętam.
Jasne słońce obudziło mnie do życia. Nie otwierając oczu przeciągnęłam się lekko, po czym ziewnęłam parę razy. Ciepło, które dostawało się przez okno było bardzo przyjemne, jednak troszeczkę niepokojące. Zastanawiałam się, dlaczego czuję promienie słoneczne z prawej strony, chociaż u siebie okno mam z lewej. Lekko wystraszona uchyliłam powoli powieki, oswajając się z otoczeniem.
- Witaj, Konan. Jak się czujesz? - usłyszałam przyjemny kobiecy głos. Szybko otworzyłam swoje oczy, po czym ujrzałam tą samą okularnicę, która jeszcze wczoraj pobierała mi krew.
- Gdzie ja jestem? - zapytałam wystraszona. Nie pamiętałam za wiele z ubiegłego dnia. Moja pamięć kończyła się na rozmowie z Itachim.
- W szpitalu - poinformowała mnie, co było dla mnie rzeczą oczywistą, gdy tylko rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Co się...
- Zasłabłaś, ale spokojnie. Wszystko już w porządku - dodała i wyszła z pomieszczenia.
Ja natomiast zaczęłam się nerwowo rozglądać po pokoju. Byłam w nim sama, a jasne zasłonki w ogóle nie torowały słońcu dostępu do mojego łóżka. Spojrzałam na swoje ciało, po czym wystraszona stwierdziłam, że moje nogi są owinięte bandażami, a do ręki mam przyczepioną kroplówkę. Zaczęłam zastanawiać się, co tak naprawdę się wydarzyło.
W miarę oswajania się z otoczeniem, wspomnienia zaczęły powoli wracać. W duchu dziękowałam Bogu, że moja matka znalazła mnie w tej kuchni, chociaż wiedziałam, że teraz będę musiała zmierzyć się z jej wzrokiem "same z tobą kłopoty".
Zerknęłam na przezroczystą ściankę dzielącą korytarz z pokojem, dzięki czemu ujrzałam swoją rodzicielkę rozmawiającą z lekarzem. Wyglądała na zmartwioną, a jej reakcja na słowa doktora była tylko i wyłącznie dołująca. Ze spuszczoną głową potakiwała, od czasu do czasu zadając pytania. Byłam pewna, że gdy wejdzie do mnie do pokoju, powie, że wszystko jest w porządku, chociaż tak nie było. Zawsze ukrywała przede mną takie rzeczy.
Nagle drzwi otworzyły się i Akemi znalazła się u mnie w pokoju.
- Konan - rzekła z przyszywanym uśmiechem. - Jak się czujesz?
- Dobrze - odparłam cicho. - Co mi jest? - zapytałam.
- To tylko osłabienie. Zemdlałaś wczoraj w kuchni - skłamała. Widziałam, jak walczy sama ze sobą. - To normalne - dodała, widząc moją podejrzliwość.
- Czegoś mi nie mówisz...
- Nie bądź głupia - żachnęła się.
Już miałam zrobić jej wykład o tym, że nie jestem małym dzieckiem i mam prawo wiedzieć, co się ze mną dzieje, gdy nagle ktoś wszedł do pokoju. Niespodziewanie zwróciłam swoją uwagę na tego osobnika i moje serce zamarło.
- Ya... Yahiko - wyszeptałam z gulą w gardle. Brakowało mi tylko tego, by spotkać osobę, która nigdy nie powinna mnie zobaczyć w takim stanie. Miałam ochotę wstać i uciec z tego przeklętego miejsca, jednak rurki skutecznie mi to uniemożliwiały. - Co ty tutaj robisz? - zdołałam tylko wykrztusić.
- Konan - rzekła z przyszywanym uśmiechem. - Jak się czujesz?
- Dobrze - odparłam cicho. - Co mi jest? - zapytałam.
- To tylko osłabienie. Zemdlałaś wczoraj w kuchni - skłamała. Widziałam, jak walczy sama ze sobą. - To normalne - dodała, widząc moją podejrzliwość.
- Czegoś mi nie mówisz...
- Nie bądź głupia - żachnęła się.
Już miałam zrobić jej wykład o tym, że nie jestem małym dzieckiem i mam prawo wiedzieć, co się ze mną dzieje, gdy nagle ktoś wszedł do pokoju. Niespodziewanie zwróciłam swoją uwagę na tego osobnika i moje serce zamarło.
- Ya... Yahiko - wyszeptałam z gulą w gardle. Brakowało mi tylko tego, by spotkać osobę, która nigdy nie powinna mnie zobaczyć w takim stanie. Miałam ochotę wstać i uciec z tego przeklętego miejsca, jednak rurki skutecznie mi to uniemożliwiały. - Co ty tutaj robisz? - zdołałam tylko wykrztusić.
Cóż, dzisiejszy rozdział jest bardziej takim przerywnikiem, niż kontynuacją fabuły. Sama nie wiem dlaczego, ale bardzo chciałam go wstawić. W końcu Konan też ma uczucia, czyż nie? Od razu chciałam Was przeprosić za tą przerwę, jednak wydaję mi się, że już do tego przywykliście. Taka już jestem, niestety. Następny rozdział będzie już normalnie opisywane przez Yahiko, dlatego nie złośćcie się na mnie, jeśli ten nie przypadł Wam do gustu. Jest spokojny, owszem (oprócz końcówki), ale mam nadzieję, że nie jest tak źle. Oczywiście, czekam na Wasze opinie.
I trochę odpowiedzi:
@Midori Powinnaś już przywyknąć! Zawsze przerywam w takich momentach, czego ten rozdział także jest przykładem. Po prostu lubię denerwować czytelników (taka ze mnie mała socjopatka).
@chusteczka aha Wiesz, zabawne jest to, że jak pisałam poprzednie dwa rozdziały to nawet nie pomyślałam o tym filmie. Gdzieś samo z siebie wyszło. Co zaś tyczy się relacji Suigetsu - Yahiko, na pewno zostanie wyjaśniona i to bardzo szczegółowo, ale z czasem. Tak samo jak cała osobowość Yahiko. Nie będzie on takim spokojnym bohaterem. O ile w ogóle jest :D
@Hanekawa Yahiko musi mieć zasady! Inaczej bym nie zrobiła z niego głównego bohatera. Co zaś tyczy się samej Rose. No nie wiem.. Musiałam ją stworzyć, to był impuls silniejszy ode mnie. A ten tekst z pasztetem... Moja przyjaciółka ma takie odchyły i jest to sytuacja, która naprawdę miała miejsce w moim życiu.
@Kuso Itach to się jeszcze wycierpi! Sama nie wiem, dlaczego chce się nad nim tak wyżyć. Ja po prostu to lubię. W każdym moim opowiadaniu ktoś musi cierpieć. Bardzo miło mi, że spodobało Ci się moje opowiadanie i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę co do kontynuacji.
@Soli Na Twoją prośbę - Akasie także będą miały swój życiorys. I dziękuję za pochlebny komentarz. I wiem, wiem... jeśli chodzi o częstość pisania to jestem okropna -,- gomene.
@Neko Fuyu Rozbroił mnie Twój komentarz! Madara - oj no, nie moja wina, że go na takiego wykreowałam. Musi być jakiś zły, nie? Pein Bogiem? Niahahahaha - zgadzam się! I dziękuję, że podoba Ci się mój blog. Nie sądziłam, że ten paring zbierze tyle laurów.
@Desu-chan A nawiedzaj mnie ile tylko chcesz! Nie ma nic przeciwko. Cieszę się, że zaglądasz i męczysz się z tymi moimi wypocinami, tak samo jak poczułam się wewnętrznie zmotywowana. Trzeba pisać częściej, a jak!
@Melodineju Hitsume Tak wiem, podobne do Kac Vegas, ale nie było tym inspirowane. Cieszę się, że udało mi się trafić w Twoje gusta.
@Tanako Wszyscy mnie dusić chcecie za końcówki! Ratunku! Jak mnie udusicie, to nie będzie kontynuacji.
@Yezoo ♥ Ale Ci się udało trafić. Akurat dodałaś komentarz w dzień, w który pojawia się nowy rozdział. Jesteście bardzo ciekawscy, wiecie? Ciąża, ciąża i ciąża. Kurcze! W każdym razie powiem jedno - dowiecie się tego w następnym rozdziale. Już tak bez żadnych domysłów. Co jest Konan? Ahahaa <3 Jestem zła.
@Yezoo ♥ Ale Ci się udało trafić. Akurat dodałaś komentarz w dzień, w który pojawia się nowy rozdział. Jesteście bardzo ciekawscy, wiecie? Ciąża, ciąża i ciąża. Kurcze! W każdym razie powiem jedno - dowiecie się tego w następnym rozdziale. Już tak bez żadnych domysłów. Co jest Konan? Ahahaa <3 Jestem zła.
I oczywiście chciałabym Wam życzyć wesołych Bożonarodzeniowych, śnieżnych świąt Wielkanocnych i błotnego, lanego dyngusa!
a żebyś wiedziała, że jesteś zła! jesteś cholernie zła! a jak nie ciąża to co? zastanawiałam się też nad jakimś aids'em ale jeżeli zaraził by ją Nagato to też musiałby to mieć więc nie wiem. i szybko pisz kolejny rozdział bo jestem ciekawa! co do tej notki to jest świetna! w ogóle to opowiadanie jest takie inne od tych wszystkich które czytam i powiem ci że bardzo mi się podoba:D
OdpowiedzUsuńTwoje zamówienie zostało zrealizowane, zapraszam po odbiór: http://krytyczna-biel.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kimi-san
Heh, kocham ten paring akurat najbardziej z Naruto, więc czytać bede na banka. Otóż dawno nic nie dawałas dlatego musiałam przeczytać ostatni wpis przed tym. Tak czy inaczej notka bardzo mi sie podobała. Tylko nadal zastanawiam się co się do cholery dzieje ? XD Trzymasz w napięciu i to jest piekne. Piszesz niby tak prosto, ale tak trochę magicznie.
OdpowiedzUsuńKurde... Masz dodac szybciej następny chapter. To rozkaz !
Pozdrawiam, życzę weny i szczęścia i czekam ;]
Mama znalazła Konan w kuchni? To nie była na nocnej zmianie? ^^ wiem, czepiam się.
OdpowiedzUsuńWyobraźnia została pobudzona.
Chyba nadal nie powiedziałaś wprost co jest z Konan... tzn, ja ciągle myślę o ciąży :-)
Pozdrawiam ;-)
Kuso ^^
O Boże :3 Jakie przeoczenie! Sama tego nie zauważyłam... Nie wiem, dlaczego ;) Dzięki za zwrócenie uwagii. Zaraz coś z tym zrobię ^^
OdpowiedzUsuńO MÓJ BOŻE! Ten blog jest po prostu genialny! Nie no, kocham Cię! Kocham Cię za pomysł, za mojego kochanego Yahiko, za Akatsuki w normalnym świecie, za twój styl pisania i w ogóle! Takiego bloga właśnie szukałam bardzo długi czas i aż nie wierzę, że jak w końcu znalazłam to jest aż taki wspaniały! Jeszcze raz: O MÓJ BOŻE! Bardzo proszę, jeśli możesz, to informuj mnie o nowych rozdziałach na http://akatsuki-riddle-parodia.blogspot.com + oczywiście dodaję Cię do linków :))
OdpowiedzUsuńprofesjonalizm..tak określam Twój blog i dodam,że bardzo mi się podoba jak piszesz i co piszesz:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuń