środa, 1 maja 2013

Chapter 5

Czas na wyjaśnienia
     Kiedy opuściłem swój pokój z prędkością światła i bez zastanowienia udałem się do szpitala, nawet przez głowę mi nie przeszło, że mogę sprawić wiele kłopotów. Szczególnie dla Konan. W końcu dziewczyna nienawidziła, jak ktoś się o nią martwił – najczęściej twierdziła, że w takich sytuacjach jest problemem. Dlatego też byłem pewny, że gdyby jej mama nie wysłałaby mi sms'a, to najpewniej nie wiedziałbym nic o stanie przyjaciółki. 
     - Co ty tutaj robisz? - zapytała mnie wystraszona niebiesko włosa. Spojrzałem na nią wzrokiem przepełnionym litością... Chciałem powiedzieć cokolwiek, jednak gula w gardle skutecznie mi to uniemożliwiała.
     - Może ja was zostawię – powiedziała Akemi po jakimś czasie. Wychodząc zerknęła na mnie swoim dziwnym, przeszywającym wzrokiem. Nie wiem dlaczego, ale poczułem do niej wtedy straszną niechęć, chociaż za czasów dzieciństwa była dla mnie jak druga matka. Zaczęło mnie zastanawiać, co jest tego powodem: jej zachowanie względem córki, czy mnie? 
     Kiedy Akemi wyszła z pomieszczenia, podszedłem do łóżka Konan. Usiadłem na krześle, po czym tępym wzrokiem zacząłem wpatrywać się w białe prześcieradło. Czułem się strasznie zdenerwowany, szczególnie dlatego, że nie widziałem co mam powiedzieć. Miałem się jej zapytać "Jak się czujesz?"? Nic inteligentnego, zapewne każdy, kto przychodzi w odwiedziny, pyta o takie rzeczy. A ja nie chciałem być dla niej jak każdy.
     - Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - zapytała, starając się podnieść z pozycji leżącej. Od razu odradziłem jej ten pomysł i kazałem się położyć, ponieważ gdy widziałem ją w tym stanie, coraz bardziej miałem wyrzuty sumienia, że to przeze mnie. 
     - Dostałem sms'a - odparłem ochrypłym głosem, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. 
     - Przeklęta matka - warknęła pod nosem Konan, po czym przetarła twarz prawą ręką. 
     - Może dla ciebie. Ja dzięki niej przynajmniej wiem, jaki jest twój stan - dodałem, czekając na jej reakcję. Owszem, zacząłem zachowywać się oschle, ale musiałem być sobą. Nie mogłem zmieniać swojego zachowania względem Konan tylko przez jej stan. Zresztą byłem pewny, że ona też tego nie chciała.
     - No i co ci po tym? Poleżałabym trochę i wróciłabym do domu - rzekła obojętnie, odwracając wzrok w stronę okna.
     - To było chamskie, Konan. Mówiłem ci, że możesz na mnie liczyć, a teraz nawet nie chcesz ze mną normalnie porozmawiać. Co z tobą?! Nie jesteś sama, zrozum to wreszcie - rzuciłem na jednym tchu, po czym wstałem z krzesła i zacząłem chodzić po pokoju. Nie powiem, nerwy szarpały moją psychiką, jednak dla dobra Konan starałem się utrzymać to w sobie. - Ja rozumiem, że cała ta sytuacja jest naprawdę trudna, ale nie tylko dla ciebie, wiesz? Mogłabyś bardziej polegać na przyjaciołach - dodałem już trochę spokojniej, starając się opanować nerwy. 
     Między nami zapanowała cisza. Teoretycznie trwała ona niecałe pięć minut, ale dla nas obojga wydawała się być wiecznością. Prawda jest taka, że nie rozumiem, dlaczego w ogóle zaistniała. Każdy z nas miał tyle do powiedzenia, tyle pytań do zadania, a pomimo bliskiej więzi, jaka nas łączyła, nie potrafiliśmy wypowiedzieć tych paru słów. 
     - Co jest z wami wszystkimi? - szepnęła cicho dziewczyna. Początkowo nie mogłem jej dosłyszeć, dlatego żeby zapewnić sobie lepszy kontakt, wróciłem na wcześniej zajmowane miejsce.
     - Konan, o co... - zaczęłam. 
     - Wszyscy nadskakujecie nade mną, jakbym miała umrzeć za parę dni - dodała już pewniej. - Yahiko, zrozum to wreszcie - powiedziała jakby przez łzy. Nie widziałem jej wyrazu twarzy, ponieważ cały czas leżała odwrócona do okna. - Ja nie chcę być waszym zmartwieniem. Wystarczy, że sprawiam problemy rodzicom i wszystkim, którzy starają się mnie w jakiś sposób wspierać, ale nie chcę, abyście i wy cierpieli razem ze mną - rzekła, łkając. Nie widziałem jej łez, ale doskonale wiedziałem, że płacze. 
     - Wiesz, że w tym momencie jeszcze bardziej nas krzywdzisz? - zapytałem posępny. 
     Dziewczyna nie odwróciła się w moim kierunku, tylko zwinęła się w kłębek, na tyle ile pozwalały jej wszystkie rurki i oprzyrządowania. Nawet bez słów wiedziałem, że bała mi się pokazać w tym stanie. Nienawidziła sytuacji, w których inni widzieli jej łzy. Przypomniał mi się wtedy moment, gdy jako dziecko zawsze uciekała na drzewo, kiedy tylko coś ją skłoniło do płaczu. Poniekąd dzięki temu ją teraz znam. Gdy mięliśmy po cztery lata, oboje zmartwieni wszystkim, co się wydarzyło poszliśmy do domku na drzewie, który kiedyś ktoś zbudował. Zastaliśmy Nagato, który siedział tam ze swoim psem. Początkowo nic się nie odzywał, tylko starał się być zawsze przy nas, ponieważ na dobrą sprawę nikogo innego nie znał. A my byliśmy dla niego podporą. Potem on stał się oparciem dla nas. 
     Wstałem z krzesła i usiadłem na brzegu kozetki. Od razu poczułem, jak Konan zadrżała na samą wieść, że jestem blisko niej. Mimo wszystko, musiałem zrobić coś, by ona w końcu pojęła, że nie jest sama i może na mnie polegać. Zresztą nie tylko na mnie.
     - Konan... - szepnąłem, starając się ją uspokoić.

     - Proszę cię, wyjdź - wymruczała, zaciskając pięści. - Nie chcę, żebyś widział mnie w tym stanie. Jak wyjdę ze szpitala, to do ciebie zadzwonię, obiecuję - zaczęła nerwowo się usprawiedliwiać. Niestety, nie byłem na tyle głupi. 
     - Naprawdę jesteś głupia - powiedziałem szeptem, po czym ukradkiem przeszedłem na drugą stronę łóżka i przykucnąłem przed twarzą Konan. - Tyle razy już cię widziałem płaczącą, że to naprawdę nie jest dla mnie nic nowego - dodałem, starając się uśmiechnąć jak za dawnych lat. 
     Konan od razu chciała uciec przed moim wzrokiem, jednak nie miała takiej możliwości. Kiedy już ją zobaczyłem, rozpłakała się jeszcze bardziej. Nie powiem, bo serce zaczęło mnie cholernie uciskać. Nigdy nie lubiłem, gdy ktokolwiek z moich przyjaciół - szczególnie dziewczyn - przy mnie płakał. Zawsze spełniałem stanowisko osoby, która wszystkich rozwesela swoimi żartami lub wygłupami. Jedynie Konan wiedziała, że mam też inną część, która sama siebie zabija w środku. Wydaję mi się, że to właśnie dlatego zawsze była obojętna na moje żarty i ze spokojem przyjmowała moje wygłupy - chciała, abym był sobą. 
     Niebiesko włosa wstała do pozycji siedzącej, po czym wolno się opanowując wytarła dłonią łzy. Szczerze, nawet wiele nie myślałem, tylko tak jak za czasów dzieciństwa, przytuliłem ją do siebie. Tym razem nie była obojętna, tak jak ostatniego dnia wakacji, ale mocno mnie objęła. I znowu zaczęła płakać. 
     Chociaż nie powinienem, dopiero wtedy poczułem, że odzyskałem swoją przyjaciółkę. Prawda jest taka, że tak dokładniej to nigdy jej nie straciłem, ale przez tą przerwę, która nas poróżniła, czułem się, jakbym został sam. Dopiero ten płacz, który odświeżył we mnie wszystkie wspomnienia z dzieciństwa sprawił, że poczułem się pewny. Pewny tego, że Konan się nie zmieniła. 
     - Już w porządku. Wszystko będzie dobrze, uwierz mi - wyszeptałem, delikatnie smyrając ją po karku. 
     I początkowo naprawdę w to wierzyłem. A przynajmniej chciałem wierzyć, że wszystko będzie jak dawniej i będziemy mieć możliwość spędzania czasu jak za dawnych lat. Oczywiście to było niemożliwe, ale przynajmniej mogłem się łudzić. Zapewne nie tylko ja uległem w tamtej chwili tym złudzeniom. 
     Kiedy już Konan się uspokoiła, powoli wycofałem się do wcześniej zajmowanego przez siebie miejsca. Byłem już wtedy przekonany, że dziewczyna nie będzie unikała rozmowy ze mną, ponieważ nadal jesteśmy sobie bliscy. Tak jak dawniej. Spojrzałem na nią ukradkiem, po czym zauważyłem jak stara się rozchmurzyć. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, który nie był sztuczny. Płynął prosto z jej serca, co od razu podniosło mnie na duchu. 
     - Obiecasz mi coś? - zapytałem, widząc jej rozchmurzoną twarzyczkę. - Polegaj na mnie, dobrze? 
      - Postaram się - rzekła, kładąc się na łóżku.
      Na rozmowie z Konan spędziłem dobre parę godzin. Co ciekawe, jej matka nie wchodziła, by nam przeszkodzić, a pielęgniarki nie kazały przerwać wizyty. Był to jeden z szczęśliwszych dni od rozpoczęcia roku. Chociaż... Tak naprawdę był to jedyny szczęśliwy dzień. 
     Kiedy po raz wtóry zerknąłem na zegarek, zdałem sobie sprawę, że wypadałoby się zjawić już w domu, ponieważ dochodziły już godziny wieczorne, a moi rodzice wrócili do domu spory czas temu. Mimo to, nie miałem ochoty jej zostawiać tutaj samej, szczególnie dlatego, że brakowało mi starej, dobrej Konan, którą teraz się na chwilę stała. Cały strach polegał na tym, że nie wiedziałem, jak długo nią zostanie. 
     - Będę musiał się już zbierać - powiedziałem, przeciągając się na krześle. Na szczęście Konan nie odebrała to jako ucieczki, ponieważ doskonale znała moją sytuację rodzinną, a także to, jak podporządkowuję się rodzicom (oczywiście wcale). - Zajrzę jutro po szkole, co ty na to? - zapytałem, uśmiechając się. 
     - Jak cię nie będzie, to policzymy się, kiedy już wyjdę ze szpitala - odparła, siadając na brzegu łóżka. Kiedy na nią spojrzałem, poczułem się lżej. Uśmiechała się i była pełna nadziei. Wiedziałem, że może to być tylko chwilowe, ale cieszyłem się, że przynajmniej udało mi się ją na chwilę odciągnąć od tego całego bagna.
       Na jej uwagę odpowiedziałem uśmiechem. Miałem już wychodzić, gdy nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Bez namysłu odwróciłem się w tamtą stronę i z przeświadczeniem, że to pielęgniarka od razu się do niej zwróciłem:
     - Już wychodzę, niech pani da nam jeszcze moment.
     Jakie było moje zdziwienie, gdy nie usłyszałem odzewu, a tylko stłumiony krzyk Konan. Początkowo nie wiedziałem, co się dzieje. Dopiero gdy bliżej przyjrzałem się osobie, która zaszczyciła nas swoją obecnością, głośno przełknąłem ślinę. 
     - Nagato?! - zdziwiłem się. 
     Niebiesko włosa nakryła się kołdrą, by tylko nie widzieć naszego przyjaciela. Z jednej strony w ogóle nie zdziwiła mnie jej reakcja, jednak z drugiej bardzo mnie rozśmieszyła. Wyglądało to przekomicznie i gdyby nie napięcie, które panowało w pomieszczeniu, najpewniej wybuchnąłbym śmiechem. 
     - Ehm, cześć - wydukał, nerwowo przeczesując włosy. Widziałem, jak walczył ze sobą, zupełnie tak samo, jak Konan, gdy starał sie zniechęcić mnie do dalszego zabiegania o jej uwagę. On robił to w podobny sposób, jednak z zupełnie innych pobudek. - Nie spodziewałem się tu ciebie - mruknął, niby od niechcenia.
     - Ja ciebie tym bardziej - dodałem oschle, chociaż starałem, by zabrzmiało to jak najbardziej przyjaźnie. NIe chciałem, by Konan miała wyrzuty sumienia, że to z jej powodu ze sobą nie rozmawiamy, chociaż poniekąd tak było. 
     - Yhm, racja. Czy... Czy mógłbym porozmawiać z Konan? Na osobności - dodał po chwili. 
     Prawda jest taka, że nie miałem ochoty jej opuszczać, szczególnie na rzecz Nagato, który zapewne nic mądrego nie zrobi. Niestety musiałem pogodzić się z tym, że ta sprawa w żadnym aspekcie mnie nie dotyczy, dlatego jedyna najmądrzejsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy, to po prostu zniknąć. Zerknąłem tylko ukradkiem na Konan, która nawet nie spojrzała na żadnego z nas, tylko nadal trwała pod szpitalną pierzyną i zacząłem zmierzać w stronę wyjścia. 
     - Powodzenia - mruknąłem, tocząc wewnętrzną walkę z wyrzutami sumienia. 
     - Yahiko! - usłyszałem nagle. Szybko odwróciłem się w stronę dziewczyny, by dowiedzieć się o co chodzi. - Proszę, nie idź jeszcze - dodała, starając się opanować. Spojrzałem głęboko w jej oczy, dzięki czemu zrozumiałem, jak strasznie boi się rozmowy z Nagato. O wiele bardziej niż wszystkiego innego. Niestety, nawet na jej prośbę nie byłem w stanie zostać w pomieszczeniu, ponieważ wiedziałem, że tylko bym przeszkadzał. Prawda jest taka, że pierwszy raz doznałem tego uczucia... Nigdy wcześniej nie byłem ciężarem dla Nagato i Konan. 
     - Porozmawiajcie sobie spokojnie. Będę czekał - dodałem z udawanym spokojem i zamknąłem za sobą drzwi, zostawiając tą dwójkę razem. 

     Na korytarzy było już pusto. Poczułem się tam jak bohater jakiegoś dennego horroru, co tylko i wyłącznie utwierdziło mnie, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znalazłem. Obiecałem Konan, że poczekam, chociaż rodzice wcale nie łykną tego wytłumaczenia. A fakt faktem nie miałem ochoty na kolejny, cudowny wykład na temat mojego postępowania. 
     Z braku jakichkolwiek możliwości zadzwoniłem do Tanji, która w zamian za dwie dychy będzie mnie kryć. Innymi słowy wymyśli jakąś głupią wymówkę, której potem będę musaił się trzymać. Lepsze to, niż co innego. 
     Oparłem się o drzwi od pokoju Konan i zacząłem nasłuchiwać. Na szczęście nie usłyszałem nic, dzięki czemu nie czułem potem wyrzutów sumienia, że podsłuchuję. Raczej pewne było, że dziewczyna o wszystkim mi powie. A nawet jeśli nie, zadowolę się tym, że w końcu ze sobą porozmawiali. Przecież to cud. Mimo wszystko, ciągle zastanawiało mnie, skąd Nagato wiedział o pobycie Konan w szpitalu. Czyżby jej matka zrobiła takie nieczyste zagranie? Cóż, kiedy się tak nad tym zastanawiałem, zdałem sobie sprawę, że Akemi jest do tego zdolna.
     Usiadłem sobie na jednym z niewygodnych krzeseł w poczekalni i zacząłem bawić się swoim telefonem. Generalnie nie miałem nic lepszego do roboty, dlatego starałem zająć swoje skołowane myśli czymkolwiek, byle nie sytuacją, która odgrywała się za ścianą. A prawda jest taka, że miałem w głowie same najgorsze scenariusze. 
     Parę minut później usłyszałem czyjeś kroki. Wiedziałem, że to nie Nagato, ponieważ nie wyobrażałem go sobie na szpilkach. Pielęgniarki też raczej tego nie praktykowały, dlatego byłem pewny, że przyjdzie mi porozmawiać z... 
      - Witaj, Yahiko - usłyszałem głos Akemki, który zmusił mnie do przerwania jakże ciekawej gry. Uniosłem swój wzrok znad aparatu, po czym zlustrowałem matkę Konan od góry do dołu. Jak zwykle była wystrojona i zadbana. Nie wiem dlaczego, ale wyjątkowo w tamtym momecnie bardzo mnie to zdenerwowało. 
     - Doby wieczór - odpowiedziałem, zdając sobie sprawę, jak późna już godzina. 
     Kobieta przysiadła się do mnie, po czym założyła nogę na nogę i zaczęła cicho podgwizdywać. Zastanawiało mnie, czego ode mnie chce. Pewne by było, że nie chciałabym sobie ze mną od tak porozmawiać, no chyba, że z jakieś sześć lat temu. Wtedy było to możliwe. Teraz było inaczej. Zmieniła ona o mnie zdanie, gdy zacząłem swoje drugie życie razem z Suigetsu i nawet pomimo mojego powrotu do "grzecznego" dziecka, trzyma do mnie dystans. 
     - Co u Konan? - zapytała, jakby nie była jej matką. Naprawdę, poczułem się, jakbym był w szkole i rozmawiał z psychologiem. 
     - Rozmawia z Nagato - rzuciłem oschle, wlepiając wzrok w ścianę. 
     - Czyli jednak przyszedł - rzekła nieprzytomnym głosem kobieta i uśmiechnęła się zadziorne. - Długo mu to zajęło - dodała. 
      - Czyli to jednak pani sprawka? - zapytałem, przygryzając dolną wargę. 
     - Ktoś musiał coś zrobić - mruknęła i spojrzała na mnie przeszywającym spojrzeniem. 
     - Też prawda - przytaknąłem, nie mając już siły na wyrażanie swojego zdania podczas rozmowy z Akemi. 
     - Yahiko... - zaczęła, wyraźnie zastanawiając się nad doborem słów. 
     - Hm? - mruknąłem, spoglądając na nią. 
     - Mam do ciebie prośbę - odparła z tą swoją przebiegłą miną. Osobiście miałem ochotę wziąć nogi za pas i uciekać gdzie pieprz rośnie, bo bałem się wszystkiego, co wymyśliła matka Konan. Jednak wiedziałem, że byłoby to niekulturalne, a przy okazji mogłoby zagrozić relacjom, które odnowiłem z niebiesko włosom. - Zauważyłam, że masz taki sam wpływ na Konan jak za czasów dzieciństwa - zaczęła, cały czas obserwując moją reakcję. 
     - Wpływem bym tego nie nazwał - odrzekłem, zaciskając palce na nodze od krzesła. 
     - Może to złe słowo, w każdym razie... - Kobieta odwróciła się do mnie przodem, po czym spojrzała mi się prosto w oczy. - Chciałabym, abyś przekonał Konan, by usunęła ciążę - powiedziała. 


     No i jest kolejny rozdział! Troszkę dziwny i jak dla mnie zawiły, bo nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że mój styl pisma się jakoś pogorszył. Co o tym sądzicie? Co do fabuły, no cóż... Czas trochę wyjawić, czas rozwinąć w tym kierunku, a potem znowu porozwijać wątki poboczne. Nie będę robiła wszystkiego ze starym planem, bo po prostu byście mnie pozabijali z ciekawości, dlatego postanowiłam, że uchylę rąbka tajemnicy! Później i tak będzie ciekawiej ^^. Co do następnego rozdziału... Nie wiem, nie wiem i jeszcze raz nie wiem .Ostatnio blogowanie stało się dla mnie strasznie męczące, dlatego też coraz rzadziej aktualizuję swoje opowiadania. Mam nadzieję, że ten okres szybko mi przejdzie i znowu będę czerpała z tego większą przyjemność. Teraz mam półtorej tygodnia przerwy (bo matury), więc coś muszę zdziałać. A właśnie - wszystkim maturzystom życzę powodzenia! Pamiętajcie, że matura to bzdura i na pewno zdacie ją bardzo dobrze!
A teraz jeszcze, jak zawsze, odpowiedzi: 

@Yezoo ♥ Haha, powiem Ci, że Twoje domysły co do AIDS mnie rozbroiły. Oprócz ciąży miałam jeszcze parę pomysłów, czym by tu obarczyć Konan, ale jednak początkowo była to ciąża i tak zostało. Od początku wiedzieliście, o co chodzi, a ja odwracałam kota ogonem :) Cieszę się, że opowiadanie Ci się podoba. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę. 
@Neko Fuyu Wybacz za te moje przerwy! Ostatnio zastanawiałam, czy nie byłoby lepiej na wszelki wypadek zrobić taki dział jak "streszczenia", by czytelnicy mogli sobie wszystko odświeżać, po częstszego wstawiania rozdziałów obiecać nie mogę. Nigdy nie byłam osobą, która ściśle trzymała się grafików, stąd też te problemy. I dziękuję za te komplementy, ale weź mnie też trochę za coś opiernicz, przyda mi się!
@Kuso Oczywiście, nie myliłaś się co do ciąży, a ja nigdy nie powiedziałam tak lub nie. W każdym razie teraz jest już wszystko jasne i mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni. Co do tej mamy - owszem, przeoczenie moje, ale nie zmieniam. Po prostu nie poszła i już!
@Mrs. Riddle Jeju, nie wiedziałam, że ktoś aż tak bardzo może polubić moje opowiadanie. Co zaś do samego pomysłu - zawsze byłam zwolenniczką Okruchów Życia, dlatego stwierdziłam, że jak już mam coś pisać tak bardziej dla siebie - to właśnie taki gatunek. A zważając na to, że opowiadań o Yahiko, Nagato  i Konan jest mało, osadziłam ich jako głównych bohaterów. Oczywiście pokrywa się to z moim zamiłowaniem do tej 3!  

Miłego czytania i czekam na Wasze opinie i wytykanie błędów! Miłego dnia!

8 komentarzy:

  1. Moje reakcje podczas czytania: najpierw się rozbeczałam, potem się uśmiechnęłam, potem zrobiłam takie oczy O____O i tak mi zostało do końca. JA MÓWIŁAM, ŻE TO CIĄŻA, MÓWIŁAM! Oj, zUy Nagato, on nie miał Edukacji Seksualnej, albo Wychowania do życia w rodzinie i nie wie, co może narobić? ZUy, zUy, dzieciak.
    Piękny rozdział. Aha i nie lubię matki Konan.
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. PIERWSZA, BUJA! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy rozdział^^ Super! Ale Konan w ciąży? Buuuu… A Yahiko nie jest Ojcem? Buuuuuu… x2 Nie chce mi się pisać długiego komentarza, więc po prostu czekam na next'a :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, że to jednak ciąża! Rozdział był... aż brak mi słów! Wspaniały, boski, rewelacyjny! I Twój styl pisania jest świetny, więc nie mów, że się pogorszył. Tak lekko się to czyta, że aż chce się więcej, więcej i więcej! Czekam na nexta i błagam, postaraj się szybciej niż teraz, bo mam niedosyt ._.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej tu stara Yezoo!:D
    w końcu doczekałam się notki, chociaż przeczytałam ją i tak później. Ostatnio nie mogłam znaleźć jakoś czasu żeby wziąć się za czytanie blogów, ale dzisiaj postanowiłam wszystko nadrobić:D
    Ha! wiedziałam, że będzie w ciąży! Biedna Konan, niech nie usuwa dziecka:( Nie lubie jej matki, wydaje mi się złą kobietą :< ale za to Yahiko to dobry przyjaciel, no i ciekawa jestem o czym Nagato z nią rozmawiał! Mam nadzieje że uchylisz rąbek tajemnicy ;>
    Rozdział jak zwykle bardzo ciekawy ;3 No i mam nadzieję, że next pojawi się szybciej :(
    Buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nominowałam cię do "The Versatile Blogger Award". Więcej informacji na http://konoha-clans.blogspot.com/.

    Ja= dawna Marta Anonim

    OdpowiedzUsuń
  7. Serio chciałabym cię za coś opieprzyc. Lubie to robic, ale twoja historia mi sie tak strasznie podoba. Zresztą to mój ulubiony paring i kochane postacie ^^.
    w sumie domyslałam się, ze jest to ciąża, ale i tak mnie to zaskoczyło. Myslałam, ze coś innego, ale cos... Niestety. Teraz jeszcze bardziej zrzera mnie ciekawość z tym. Chcę, zeby Yahiko i Konan sie do siebie zbliżyli. Tak tego chcę ^^
    W sumie podoba mi się bardzo nastrój tego opowiadania. Nie jest jakies w chuj radosne, czego nie lubie za bardzo. Jest to tajemnicze i no oschłe opowiadanie. Jako, że jestem fanka dramatów no to wielki plus za taki rodzaj. Jednak jak wcześniej wspomniałam. Nie pogardze jakimś romansem. XD
    Także czekam z niecierpliwością teraz na kolejny i zycze weny ^^
    Sorry za błedy, ale jest juz późno i tak jakoś XD

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam cię do "The Versatile Blogger Award". Więcej informacji na http://honorowy-dawca-cudzej-krwi.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Anae :*

    OdpowiedzUsuń