wtorek, 15 stycznia 2013

Chapter 3 - część 2

Tajemnica wczorajszej nocy
    Trzymałem Suigetsu za koszulkę dobre parę minut, przez co straciłem czucie w rękach. Oczywiście nie przyznawałem się do tego głośno, bo chciałem za wszelką cenę dowiedzieć się od utlenionego, zdemoralizowanego chłopczyka, co ja takiego robiłem w jego obecności.
     - Już sobie przypomniałeś, czy mam sięgnąć po inne środki? - syknąłem, mając nadzieję, że groźba jakoś na niego zadziała. 
     Hozuki jedynie zaśmiał się na moje słowa, po czym sięgnął prawą ręką do kieszeni i resztką siły starał się wyciągnąć z niej paczkę papierosów. Na początku przyglądałem się jego próbą, po czym - w geście irytacji i zdenerwowania - rzuciłem nim o podłogę. 
     - Może tak z większym uczuciem? - zapytał, zupełnie niezrażony tym, jak go potraktowałem. Odpalił papierosa i głęboko się nim zaciągnął, a ja mógłbym przysiąc, że w tym momencie dałby się nawet zabić. Byleby poczuć tytoń. 
     - Na pewno nie dla ciebie - parsknąłem, wydzierając mu paczkę z ręki. Wyciągnąłem jednego papierosa, po czym zapaliłem pierwszy raz od czterech miesięcy. 
     - No, no. Widzę, że wracasz do starych nawyków. Zatęskniło ci się? - zaśmiał się białowłosy, po czym zaszczycił mnie swoim szyderczym uśmieszkiem. Gdyby nie fakt, że nadal traktowałem go jak namiastkę przyjaciela, już dawno dostałby w łeb, ponieważ z każdym jego uśmiechem miałem na to coraz większą ochotę. Zresztą, wystarczyło tylko na niego spojrzeć i od razu człowiek znajdował motywację. Nic więc dziwnego, że Suigetsu był najczęściej wplątywany w bójki. 
     - Suigetsu... - warknąłem, zaciągając się przy okazji. - Nie mam ochoty na twoje gadki i podchody. Gadaj, co wiesz, bo inaczej będziemy musieli rozliczyć się w inny sposób - dodałem groźnie. Szczerze powiedziawszy, sam byłem zdziwiony swoją intonacją głosu. 
     - Dobra, niech ci będzie - żachnął się i zgasił szluga. - Od razu mówię, że też nie pamiętam zbyt wiele, ale co nieco kojarzę. Żeby potem nie było, że cię oszukałem - odparł dosyć poważnie, co było miłym zaskoczeniem. 
     - Niech ci będzie - odparłem bez uczuciowo i zacząłem czekać na streszczenie wczorajszego dnia. 
     - Przyszedłeś do mnie jakoś około dwudziestej. Pamiętam, że nawet pomogłeś mi wynosić zakupy z auta, więc to na pewno była ta godzina. Ględziłeś coś o nieuczciwym świecie i o tym, że zmieniasz orientacje, bo laskom nie można wierzyć. Wybacz stary, że się wtedy od ciebie odsunąłem, ale bałem się, że będę twoją pierwszą ofiarą - dodał, powstrzymując się od śmiechu. 
     Nie czekając na rozwój jego reakcji odnośnie wczorajszych prawdziwych, czy też nieprawdziwych, wspomnień, przywaliłem mu z prawego sierpowego, przez co aż odbił się od ściany. O dziwo, wcale nie było mi go szkoda, a nawet poczułem satysfakcję, że to zrobiłem. W końcu od jakiegoś czasu tłumiłem to w sobie. 
     - Powstrzymaj się od zbędnych komentarzy i mów to, co trzeba. Reszta mnie nie interesuje, a już na pewno nie twoje naćpane przemyślenia - mruknąłem.
     - Tak, tak. Zrozumiałem - odparł, masując obolałe miejsce.
     - No to dawaj dalej, nie chcę tu spędzić kolejnej lekcji. 
     - Przed imprezą wypiliśmy po shoot'cie i dopiero potem zaczęli się schodzić ludzie. Nie wiem, co robiłeś na początku, bo zniknąłeś mi z oczu na dobre trzy godziny. A ja nie jestem twoją mamuśką, żeby cię pilnować, więc miałem cię głęboko gdzieś i zająłem się zaliczaniem laseczek. 
     - Akurat! Bo ci uwierzę. Oszczędź mi opowieści fantasy, ok? Chce same fakty...
     Suigetsu spojrzał na mnie lodowatym spojrzeniem, po czym znowu odpalił, chyba już piątego, papierosa i kontynuował:
     - Spotkałem się z tobą dopiero koło drugiej w nocy, kiedy biłeś się z Kibą - mruknął po cichu. 
     - Z kim się biłem?
     - Z Kibą. Sam nie wiem o co poszło, ale chyba o jakąś laskę. Mnie nie pytaj, lepiej bierz coś na pamięć. W każdym razie byłeś już na tyle pijany, że przegrałeś, ale on także nie był w najlepszym stanie po walce. Dobrym dowodem na to jest fakt, że nie ma go dzisiaj w szkole - Hozuki zaśmiał się głośno, po czym zaczął wyliczać coś na palcach. 
     - Przyznaj się, że się zakładałeś! - warknąłem zdenerwowany. 

ciąg dalszy...
     Wiedziałem, że w takim tempie nie dowiem się niczego konkretnego, tylko będę popychał głupoty. Do czego, jak do czego, jednak do takich przeżyć mnie nie ciągnęło już od wielu lat, dlatego musiałem za wszelką cenę przyspieszyć naszą rozmowę. 
     - Oczywiście - uśmiechnął się ponownie, jednak gdy zobaczył moją minę, jego zaciesz zniknął z twarzy. - Dobra, mniejsza z tym - dodał zgaszony. - Dostałeś ze trzy razy i się położyłeś. Chociaż ja twierdziłem, że usnąłeś i wcale się nie myliłem. - Hozuki podrapał się po głowie, po czym zaciągnął się nikotyną i wypuszczając dym, przymrużył oczy. Chwilę potem wybuchnął, zadowolony sam z siebie: - Aaa! Wiem o co poszło! 
     - O co? - Z sekundy na sekundę traciłem do niego cierpliwość, aż nagle zachciało mi się iść na lekcje matematyki, która już trwała. Chociaż byłaby to dla mnie katorga, w tamtej chwili o wiele gorzej czułem się w towarzystwie tego czubka, który nie nadążał z myśleniem, kiedy coś mówił. 
     - O tą różową, jak jej tam... Sakurę. No... Chyba o nią. Zresztą nie wiem. Zapytaj się ludzi, którzy przy tym byli. Sasuke chyba był jeszcze w miarę wtedy, więc jak go spytasz, to na pewno ci powie. 
     - Dobra, leć dalej. 
     - Nie wiem. Znowu gdzieś zniknąłeś, a po jakichś dwóch godzinach była tylko akcja z Rose. Po tej bójce położyłeś się na kanapie z lodem przyłożonym do twarzy. Dziękuj mi! Przynajmniej nie masz teraz śladu. - Nie zastanawiając się, uderzyłem go z otwartej dłoni, po czym nakazałem kontynuować. - Leżałeś tam sobie, a Rose zaczęła się do ciebie kleić, jak to ona. Jakimś cudem zaciągnęła cię do mnie do pokoju i jedyne co mi dane było widzieć to to, jak po pięciu minutach wyleciałeś stamtąd jak oparzony. Jak się nie mylę dzwoniłeś do kogoś, ale za to też nie dam sobie ręki uciąć.
     - Tylko tyle? - warknąłem zdenerwowany. 
     - No... Tak - odparł, szukając zapalniczki, którą mu zabrałem.
     - Wychodzi na to, że tylko straciłem czas - mruknąłem pod nosem, co nie umknęło uwadze Suigetsu. Skubaniec zawsze miał dobry słuch.
     - Zawsze do usług - powiedział ironicznie i wstał z podłogi. - Ja na twoim miejscu popytałby Sasuke, Rose, albo innych, z którymi wczoraj przebywałeś. Ze mną wypiłeś może z maks dwa kieliszki. Czym się tak schlałeś, nie wiem. Ale fajnie było odzyskać starego Yahiko na jedną noc, nie powiem, że nie. 
     - Wybacz Suigetsu, ale ja zrezygnowałem z takiego życia - powiedziałem całkiem poważnie, szykując się do wyjścia. 
     - Tak, wiem. Nie zmienia to jednak faktu, że z tobą bawiłem się lepiej - dodał i wyszedł jako pierwszy. 

     Nie wyszedłem od razu za nim, sam nie wiem dlaczego. Wydaję mi się, że to z obawy przed wspomnieniami i przed tym, że mógłbym zatęsknić za swoimi dawnymi wybrykami, które wtedy wydawały się takie niewinne. I chociaż nie chciałem wracać do tamtego życia, coś nieustannie mnie do niego ciągnęło. Zresztą... Gdyby nie Nagato, nie wiadomo w jakim bagnie bym teraz siedział. 

     Kiedy usłyszałem niepożądany dźwięk dzwonka, wyleciałem z łazienki z prędkością światła. Musiałem być szybki jak Batman, czy tam jakiś inny bohater komiksu, i na tyle cwany, by nie wpaść w sidła Tsunade, która wydała na mnie dzisiaj swój wyrok. Fakt, faktem, na pewno jutro zostanę rozliczony z tego, że nie pojawiłem się po lekcjach w areszcie szkolnym, ale moja ciekawość mnie przerosła, dlatego jak najszybciej musiałem uciec z terenu szkoły i pobawić się w Holmesa. 

     Parking szkolny był już prawie pusty. Zresztą, nie było się co dziwić. Pierwsze dni szkoły miały w sobie ten urok, że lekcje kończyły się o przyzwoitej porze i uczniowie mieli jeszcze dużo czasu by świętować koniec wakacji. Jeśli w ogóle jest co świętować... Ja niestety musiałem odpuścić sobie coroczne spotkanie w klubie "Akatsuki", ponieważ chciałem za wszelką cenę dowiedzieć się tego, co wczoraj robiłem. Najszybciej jak potrafiłem, dobiegłem do domu blond piękności z nadzieją, że nie zastanę jej z wolną chatą. 

     Otworzyłem białą, skrzypiącą furtkę, która w tamtym momencie sprawiała dla mnie wrażenie wrót do piekieł. Szczególnie do mojego piekła. Sam fakt, że przebywałem z Rose sam na sam w pokoju na imprezie, był dosyć niepokojący. Tyle razy udało mi się ją spławić, że nie mogłem przyjąć do wiadomości, iż w końcu udało jej się postawić na swoim. Na samą myśl robiło mi się niedobrze. Dlatego wielokrotnie pytałem sam siebie, po co w ogóle zmierzam do jej domu? Przecież to istne samobójstwo - powtarzałem sobie w myślach. Niestety, nic nie było w stanie mnie przekonać. Uparłem się i byłem gorszy od osła. 
     Zadzwoniłem do domofonu i czekałem. Dopiero po jakimś czasie usłyszałem kobiecy głos, pytający kim jestem. Przedstawiłem się tak, jak powinienem z nadzieję, że rozmawiam z jej matką. Niestety, myliłem się. Kiedy dziewczyna przyjęła do wiadomości, że ten Yahiko to właśnie T E N Yahiko, wyleciała z domu szybciej, niż przypuszczałem i wprowadziła mnie bez słowa do przedpokoju. Muszę przyznać, że mieszkanie było dosyć przyjemne, jednak nawet ten aspekt nie był w stanie przekonać mnie, abym został tam dłużej niż parę minut. 
     - Ach, Yahiko! - krzyknęła podekscytowana. Nie żebym był jakimś zboczeńcem, ale w jej towarzystwie czułem się jak aktor filmu pornograficznego. - Wiedziałam, że przyjdziesz. Dobrze, że udało ci się pokonać swoją nieśmiałość. Pomogłam ci, prawda? - Marudziła tak bez przerywników, bez jakichkolwiek oddechów, a ja z czasem robiłem się coraz bardziej zmęczony. Nie muszę wspominać, że moja cierpliwość idzie krok w krok z moim stanem odpoczynku? 
     - Rose! - wrzasnąłem, czego od razu pożałowałem. Po pierwsze: nie zapytałem się jej, czy jesteśmy w domu sami. W końcu chciałem uniknąć ataku jej ojca, który po takiej akcji mógłby wyskoczyć do mnie z jakimś kałasznikowem i wypędzić tam, gdzie pieprz rośnie. Druga strona medalu była taka, że blondynka się rozpłakała. Nie tak histerycznie, jak to zwykła była robić, ale tak... normalnie. Po prostu poczułem się, jakby ona naprawdę była normalnym człowiekiem. Nie żebym wcześniej myślał, że była kosmitą, albo czymś człekopodobnym. 
     Chcąc jakoś zapanować nad sytuacją, niewiele myśląc, przytuliłem ją do siebie. Mój ogólny problem właśnie na tym polegał - ja nigdy nie myślę za wiele, co potem przynosi takie, a nie inne konsekwencje. W każdym razie Rose trwała tak jakiś czas, przytulona do mojej klatki piersiowej, aż w końcu się uspokoiła. Poczułem niebywałą ulgę, że obeszło się bez opiekuńczego ojczulka i broni. Yashinie dziękuję!
     - Rose, musimy poważnie porozmawiać - rzekłem, odstawiając ją trochę od siebie. Nie powiem, zareagowała nawet spokojnie, dlatego też miałem nadzieję, że cała nasza rozmowa tak przebiegnie. 
     - Słu... Słucham? - zapytała, wycierając łzy z policzków. 
     - Powiedz mi, do czego wczoraj doszło. Tylko prosiłbym cię o fakty, tylko i wyłącznie fakty.
     Kiedy usłyszała moją prośbę, jej oczy jeszcze bardziej posmutniały. Dzięki temu miałem pewność, że w rzeczywistości nie doszło do niczego, co podniosło mnie na duchu, jednocześnie dołując. Nienawidziłem robić przykrości kobietą, nawet jeśli zachowywały się jak puste, porcelanowe laleczki. Czułem się wtedy niczym męska szmata. 
     - Do niczego - wydusiła cichutko za którymś razem. - Do niczego - powtórzyła głośniej i odeszła parę kroków ode mnie. 
     - Więc o co chodziło z tym króliczkiem? - zapytałem spokojnie, by jej nie zdołować jeszcze bardziej. 
     Na te słowa odwróciła się w moją stronę niczym na komendę. Kiedy udało mi się spojrzeć w jej oczy, zauważyłem jej zmieszanie i... zażenowanie? Sam nie wiem, jak to określić...
     - Musiałam zajmować się zwierzątkiem mojej młodszej siostry, dlatego nie mogłam przyjść na imprezę. 
     - Ale przyszłaś - zacząłem używać drogi dedukcji, co w moim przypadku było na tyle nierealne co piątka z fizyki. 
     - Tak, bo Suigetsu powiedział, że będę mogła go przechować gdzieś u niego w domu. Tylko że za każdym razem uciekał, dlatego zaproponowałeś mi, że przechowasz go u siebie - dodała już całkowicie spokojna i opanowana. Prawdę powiedziawszy pierwszy raz rozmawiałem z nią w ten sposób. Po prostu była normalna, jak każda, szanująca się dziewczyna. O wiele bardziej wolałem ją w tej odsłonie. 
     - Czekaj, czekaj. Czyli jakiś futrzak jest u mnie w domu? - zapytałem przerażony, bardziej siebie, niż ją. 
     - Nazywa się Honey i muszę jak najszybciej go odzyskać - mruknęła i otworzyła mi drzwi wyjściowe. 
     - Ja muszę go jak najszybciej usunąć ze swojego domu! - prawie że krzyknąłem i ruszyłem w kierunku drzwi. Miałem wyjść bez niczego, jednak zatrzymałem się w progu, bo pewna rzecz mnie podkusiła. Odwróciłem się do Rose i szepnąłem jej do ucha: "Bądź taka zawsze", po czym najnormalniej w świecie wyszedłem. Nawet nie odwróciłem się, by zobaczyć jej reakcję. 
     Parę chwil później dzwoniłem do Suigetsu. Niestety, była to jedyna osoba, która mogła mi pomóc z tym zającem, czy innym kicającym stworzeniem. Byłem pewny, że nie dam rady sam złapać kicadła. Przy okazji, na moją niekorzyść mama miała uczulenie na sierść, dlatego musiałem rozprawić się z tą sprawą jak najszybciej! Cóż na niefart! 
     W drodze do domu zadzwoniłem jeszcze do Itachiego z nadzieją, że uda mi się porozmawiać z Sasuke o wczorajszych wydarzeniach. Niestety, młodego Uchihy nie było od wczoraj w domu, więc jedyne co mogłem jeszcze zrobić, to porozmawiać albo z Kibą, co raczej odpadało na samym starcie, albo z Sakurą, z którą na dobrą sprawę zamieniłem w życiu może trzy słowa. W tamtym momencie nieodwołanie stwierdziłem, że sobie odpuszczę i na razie zajmę się jedną rzeczą, potem będę przejmował się resztą. Zresztą, co gorszego może mnie spotkać, niż kichająca mama? Chyba nic...
     Kiedy znalazłem się w domu, Suigetsu już tam był i flirtował z moją siostrą. Zawsze zastanawiało mnie, skąd Tanja bierze takie pokłady cierpliwości do moich kolegów. Ja osobiście od razu odprawiłbym ich z kwitkiem i miałbym spokój.
     Wszedłem do kuchni, wypiłem sok, który leżał na blacie i z płaskiego uderzyłem Hozukiego w szyje, na co ten od razu zareagował. Powiedziałem mu otwarcie, że nie mamy czasu na jego głupie podchody, bo Tanja go i tak odrzuci, a ja przy okazji mu jeszcze dowalę na wypadek, gdyby zechciało mu się uprzykrzać życie mojej siostrze. Posłuchał i to bardzo szybko.
     Szukaliśmy wszędzie: w pokoju rodziców, Tanji, moim, spiżarni, garażu... Niestety, kicadła nie było nigdzie. Szczerze powiedziawszy parokrotnie miałem ochotę podsypać trochę trutki to tu, to tam, jednak wtedy od razu moje chore sumienie dawało o sobie znać. Przed oczami stawał mi widok załzawionej Rose, co naprawdę nie należało do najprzyjemniejszych obrazów. 
     Zmęczeni godzinnym poszukiwaniem, rozłożyliśmy się na kanapie w pokoju gościnnym i zaczęliśmy się zastanawiać, czy czasem pies sąsiada nie wie, co się stało z naszym przyszłym pasztetem. Już mieliśmy iść zobaczyć, gdy dołączyła do nas Tanja. 
     - Ile czasu macie zamiar jeszcze obszukiwać cały dom? - zapytała spokojnie, jak na nią przystało. 
     - Dopóki nie znajdziemy - mruknąłem. 
     - To czego wy w ogóle szukacie? - zapytała, upijając łyk jej ulubionego soku pomarańczowego. 
     - Takie białe, kicające... Wczoraj tu przyszło. No taki królik - zaczął tłumaczyć Suigetsu. 
     - Chodzi wam o Honey? - zapytała, jakby nigdy nic. 
     - Tak! - krzyknąłem uradowany. - Gdzie on jest?
     - Nie wiem, gdzieś u ciebie w pokoju. 
     Nawet nie czekałem, aż skończy do mnie mówić. Niczym tajfun wparowałem do swojego pokoju i zacząłem przewracać go do góry nogami. Wywaliłem wszystko z półek, jak i spod łóżka. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, że będę musiał to wszystko sprzątać. Liczyło się dla mnie tylko jedno - znaleźć kicadło! To był mój cel!
     - Nie znajdziemy go - odparł Suigetsu, podpalając papierosa. Gdyby nie fakt, że byłem zajęty poszukiwaniami, opierniczyłbym go za tą fajkę u mnie w pokoju, jednak w tamtym momencie było mi to obojętne. Rodzice i tak nie przywykli do wchodzenia do mojej jaskini. 
     - Jeszcze słowo, a z ciebie zrobię zająca - warknąłem. 
     - To był królik - poprawił mnie, po czym zaciągnął się dymem. Miałem straszną ochotę przywalenia mu z pięści, jednak powstrzymałem się i obiecałem sobie, że zajmę się tym później. Miałem ważniejszą sprawę do załatwienia. Pasztet! Nie, wróć... Królik!
     Po jakimś czasie, gdy prawie wszystko wywaliłem na podłogę, położyłem się na swoim łóżku i zapaliłem papierosa. Nie muszę chyba wspominać, że zabrałem go Hozukiemu? 
     - Ty, a wiesz co? - zaczął Suigetsu, wstając na równe nogi. 
     - Co jest? - zerknąłem na niego załzawionymi oczyma, ponieważ dym wpadł mi do oczu. 
     - Wiem czemu wczoraj wyleciałeś jak oparzony z tej imprezy! 
     - No, czemu? - Szczerze powiedziawszy nie byłem ciekawy tego, co chciał mi powiedzieć. Jedyne, czego pragnąłem, to znaleźć tego przeklętego zająca i pójść spać, bo niestety kac nadal dawał mi o sobie znak. Zmęczony, wstałem z łóżka i otworzyłem swoją szafę, by się przebrać, a tu nagle coś na mnie skacze. - Co jest, do cholery?! - warknąłem, odrzucając krwiożerczą bestię. 
     - O, popatrz! Tutaj był - zauważył Hozuki ze swoim dawnym, dziecięcym akcentem. 
     - Przynajmniej tyle - mruknąłem i położyłem się na stercie rzeczy, które musiałem jeszcze posprzątać. - Co ty tam mówiłeś wcześniej, Sug? 
     - Przed wyjściem powiedziałeś mi, że dzwoniła Tanja i że coś się stało. Nie pamiętam co dokładnie, bo chyba w ogóle mi nie mówiłeś, tylko zwiałeś. 
     - Dzwoniła do mnie Tanja? - powtórzyłem nieprzytomnym głosem. Powoli zacząłem wszystko analizować i łączyć w całość. Było to naprawdę trudne zajęcie, a ból główy wcale mi tego nie ułatwiał... Na całe szczęście, w chwilę później do mojego pokoju wparowała siostra z mało ciekawą wiadomością.
     - Rodzice będą za piętnaście minut - odparła i rozejrzała się po pokoju. Już miałem ochotę ją wyrzucić, gdy zobaczyłem, jak powstrzymuje śmiech, jednak wtedy przypomniałem sobie o słowach Suigetsu. 
     - Sug, weź to kicadło i zanieś je do Rose, dobra? 
     - Jasne - białowłosy wziął pod pachę zająca, zgasił papierosa na moim biurku i wyszedł. Zostałem sam na sam w pokoju z siostrą. 
     - Dzwoniłaś wczoraj do mnie... Co się stało? - zapytałem, lekko zdenerwowany. 
     - Nie pamiętasz? - zdziwiła się, a jej humor ulotnił się niczym powietrze z balona.
     Po krótkiej chwili stanęła nade mną i spojrzała tym swoim cholernym wzrokiem, którego nienawidziłem. Przez to, czułem się, jakbym był winny za to, że w pączkach jest za mało nadzienia. - Dzwoniłam do ciebie by ci przekazać, że Konan trafiła do szpitala. Przecież rozmawialiśmy o tym wczoraj.

     - Konan trafiła do szpitala? - powtórzyłem nieprzytomnie. Właśnie w tamtym momencie miałem ochotę zasnąć i obudzić się dzień wcześniej. Po prostu... Żadna gorsza rzecz przytrafić mi się już nie mogła. 
     - Przejrzyj telefon - dodała i zeszła na dół. Ja natomiast siedziałem tak przez jakiś czas, po czym odważyłem się sięgnąć po aparat. Wszedłem w skrzynkę odbiorczą i ukazała mi się ta parszywa wiadomość, o której istnieniu wiedziałem już od rana. Nadawca: 'Mama Konan'.

od autorki...
Cóż, dzisiaj troszkę inaczej podzieliłam post, jednak to tylko z takich względów, iż denerwuje mnie, jak niepotrzebnie wydłuża on stronę. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi Wam to w czytaniu.
Moi Kochani! Kolejny już raz chcę Was przeprosić za tę bardzo długą przerwę. Rozumiem też, że w większym stopniu szkodzę sobie, bo tracę czytelników. Mam jednak nadzieję, że Ci, którzy i tak mają zostać, zostaną, a Ci, których utraciłam, kiedyś do mnie wrócą. Naprawdę nie chcę Was zawodzić, ale niestety szkoła robi swoje. Mój problem polega na tym, że: jak mam ochotę na pisanie, to nie mam czasu, a jak mam czas, to nie mam ochoty. Jestem pewna,że połowa amatorskich pisarzy zna ten ból i także zastanawia się, jak go wyeliminować (niestety, APAP nie działa). 
Następny rozdział mam nadzieję pojawi się w mniejszym odstępie czasowym i nie będzie on pisany z perspektywy Yahiko (Yah - Ej, czemu?!, Megg - Później o tym pogadamy!). Chciałam też troszkę przedstawić sytuację z punktu widzenia Konan, dlatego jeśli mi wyjdzie, to możecie na następny raz spodziewać się takiego eksperymentu.
Oczywiście, czekam na Wasze opinie odnośnie rozdziału i ewentualnie jakieś Wasze pomysły odnośnie dalszej fabuły. Na pewno mi się to przyda.
Jeszcze parę odpowiedzi: 
@N. Dziękuję Ci za zwrócenie mi uwagi na powtórzenia. Niestety, człowiek nie jest w stanie wszystkiego wyłapać, szczególnie wtedy, kiedy chce coś bardzo szybko napisać, bo wena go odwiedziła. Tak w ogóle, powiedz mi, kochana, dlaczego usunęłaś Death Statistics? Jestem bardzo ciekawa, co masz na swoje wytłumaczenie! Co zaś tyczy się rozwoju akcji, mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. Czekam na nową opinię!
@Hanekawa Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że podoba Ci się charakter Yahiko. Prawdę powiedziawszy nie miałam żadnego punktu oparcia, jeśli chodzi o jego obraz w oryginale, ponieważ pan Kishimoto nie zwrócił na niego zbytnio swojej uwagi, a szkoda. Mogę się nawet przyznać, że trochę swojego charakterku mu dodałam, bo tak łatwiej mi się pisze i nie muszę rozmyślać godzinami nad tym, czy zachowuję jego charakter. Oczywiście, nie gniewam się, że dotarłaś późno. Cieszę się, że udało Ci się w ogóle dotrzeć, bo z tego co pamiętam, to mnie już z jakieś pół roku nie było u Ciebie. Wstyd, wstyd i hańba, nie uważasz? Jutro się poprawię. Choroba jest, więc i czas jest. Spodziewaj się lawiny opinii. 
@Tanako Dobrze, że nie zawiodłaś się na rozdziale. Z tego co wiem, autorowi zawsze wydaję się, że jego praca może być lepsza, jednak ja nie przesadzałam, jeśli o jakość chodzi. W każdym razie każdy ma swoje dobre i złe dni. Mam nadzieję, że u mnie ich aż tak nie widać. Dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas. Czekam na nową opinię!
Dzisiaj nie miałam zbyt wiele konwersacji, jednak mam nadzieję, że na następny raz się to poprawi. 
Dziękuję za to, że jesteście i życzę Szczęśliwego Nowego Roku, bo jakoś wcześniej nie było okazji. 
Ossu,

19 komentarzy:

  1. Jak mogłaś teraz przerwać Q^Q Nienawidzę Cię... Nie no, taki dżołk.
    Jak zwykle fajnie :3 Padłam przy tym pasztecie... To znaczy króliku.
    Czekam na next, paa!
    ;*

    (Midori)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gomene, Midori! Ja uwielbiam w takich momentach przerywać, taki mój mały minus. Cieszę się, że Ci się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam! Rzeczywiście trochę czasu Cię tu nie było i już się zaczynałam martwić, że - Boże broń! - nie zaszczycisz nas już ciągiem dalszym, co byłoby doprawdy smutne. Niemniej jednak się myliłam i przyjmuję to z wielką radością!

    A więc notka... hmm, czytając go do głowy przyszedł mi pewien dobrze wszystkim znany film "The Hangover" xd doprawdy, to doszukiwanie się prawdy przez Yahiko było przezabawnym doświadczeniem ;D jednak współczuję trochę Suigetsu - biedak musiał znosić parszywy po-kacowy-humor byłego (?) przyjaciela. Chociaż zważając na to co mówił, niegdyś takie sytuacje nie należały do rzadkich xd swoją drogą, ciekawa jestem co tak zmieniło Yahiko. Czy jedynie spotkanie Nagato, czy może jednak coś więcej? (możliwe, że już o tym wspominałaś, jednak pamięć ma na starość szwankuje... )
    Cóż, tekst z pasztetem mnie oczywiście mile rozbawił. Pamiętam ,że ostatnio sama z bratem śmiałam się, by zrobić z Juliana jego córeczki pyszną potrawę :D życiowe xd
    I o co chodzi z tą Konan?! Że jej mam pisała do Yahiko.. uchhh, musiałaś przerwać właśnie w tym momencie >.<

    Teraz kilka błędów:
    "Sam fakt, że przebywałem z Rose sam na sam w pokoju..." ---> powtórzenie; "sam fakt" można by zastąpić "już fakt"
    "...udało jej się stanąć na swoim." ---> mówi się "stanęło na twoim", ale "postawić na swoim"
    " W każdym razie, Rose trwała tak jakiś czas, przytulona ..." --> tu pewna nie jestem, ale wydaje mi się, że przecinek przed Rose jest zbędny
    "..do niczego, co podniosło mnie na duchu,..." ---> "podniosłoby mnie"
    "złapać kicadła" zastąpiłabym "złapać pchlarza", bo nieco gryzie się z wcześniejszym "kicającym stworzeniem" w poprzednim zdaniu
    "Wywaliłem wszystko z półek, a nawet spod łóżka. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o tym, że..." ---> powtórzenie; "wywaliłem wszytsko z półek, jak i spod łóżka"

    To tyle ode mnie :) Cieszę się, że w końcu zmobilizowałaś się i miałaś czas na pisanie.

    Weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak najbardziej chcę być informowana o nowościach na każdym Twoim blogu. Mimo, że nie mam dużo wolnego czasu, to nadal czytam ;) postaram się nadrobić zaległości jak najszybciej. Po zaznajomieniu się z treścią dodam jakiś konstruktywny komentarz.
    Pozdrawiam
    Kuso^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze takie pytanie.... co dalej z blogiem mou ikkai? Postanowiłaś coś?
    Kuso^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, Kuso powiem Ci szczerze, że jak na razie jest zawieszony. Nie tyle, co z mojej winy, a bardziej w związku ze zmianami onetu. Nadal się zastanawiam, co z nim zrobić... jak coś postanowię, na pewno poinformuję stałych czytelników ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No i jestem, tym razem trochę szybciej niż zwykle, a wszystko dzięki luźniejszemu tygodniowi w szkole. Ale do rzeczy, bo truję;) Rozdział czytało się fantastycznie i wielokrotnie wybuchałam śmiechem. Mało jest teraz opowiadań z dobrym humorem, dlatego cieszę sie, że tu bywam. Yahiko w końcu powoli kojarzy fakty;) Akcja z królikiem mnie powaliła. Biedny króliczek, żeby go tak bezwzględnie pasztetem nazywać;) No i pokazałaś Rose z innej trochę strony, co było udanym zabiegiem. Yahiko ma swoje zasady, co też pochwalam. Bez nich byłby taki nieco wybrakowany. Końcówka diametralnie zmieniła klimat. I wiesz, żeby urwać w takim momencie... Sama jestem ciekawa, co się stało z Konan. Co mogę dodać? Aż szkoda, że nie ma więcej, bo strasznie mi się szybko i dobrze czytało. Pisanie z perspektywy Konan wydaje mi się dobrym pomysłem;) Zatem czekam i życzę morza weny w odpowiednim czasie;P pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok, kto by pomyślał, że jeszcze dziś zdołam wszystko przeczytać i skomentować? Tak nawiasem mówiąc, to dwa wcześniejsze komentarze pisałam na zajęciach z hotelarstwa :-) Jak widać... pilna ze mnie uczennica...
    Nie wiem jak to zrobiłam, ale nie czytałam wcześniej tego opowiadania. Mocno mnie ten fakt zdziwił.
    Muszę przyznać, że pierwszy raz czytam opowiadanie, którego głównymi bohaterami są Yahiko i Konan? Jakoś nie mogę się przekonać do takich opowiadań. Twoje stanowi wyjątek i tak chyba pozostanie.
    Styl masz przyjemny i lekki, ale to już miałam okazję podziwiać na innych blogach. Podoba mi się, że piszesz z jajem :-)
    Co do akcji, to tak jak wszyscy, zgaduję, że Konan jest w ciąży, no bo co innego? ^^ Jestem bardzo ograniczona, bo naprawdę nic innego nie przychodzi mi na myśl.
    Chyba każdy towarzyski i pijący nastolatek( dotarło dziś do mnie, że w tym roku przestanę się do tej grupy zaliczać ) przynajmniej raz miał taką amnezję, jak główny bohater. Zabawne, jak bardzo się z tym utożsamiam...
    Jeśli chodzi o błędy, to praktycznie ich nie widziałam. Jedyne, co mnie zastanawia, to 'obijanie w bawełnę', zawsze byłam przekonana, że 'owijanie' :-). Oczywiście, ja też popełniam błędy i to sporo...
    Na koniec jeszcze dodam, że żal mi Itacza, ja nigdy bym go nie zdradziła :-) hahaha.
    pozdrawiam
    Kuso^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapomniałam, kicadło nieźle mnie rozbawiło. Ten zwrot jakoś pasuje do facetów :-)
    nie zabij mnie za spam
    Kuso^^

    OdpowiedzUsuń
  10. No, no, wciągło mnie jak nie wiem ;D Pierwszy raz mam okazje poczytać o paringu Yahiko i Konan przynajmniej jako głó wnych bohaterów ;D zresztą kocham opowiadania pisane z perspektywy bohaterów ;D naprawdę, fajne, luźne opisy aż chcę się czytać, masz talent ;D
    Tylko trochę częściej pisz notki, nie każ mi długo na nie czekać ;P
    Genialnie też ujęłaś charaktery postaci, z nutką humotu xD ale dałabyś też innych akasiach i ich powalone pomysły dla rozruszania ;D
    Życzę weny, i zapraszam też do siebie, www.naruhina-lovestory.bloog.pl :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Serdecznie zapraszam na http://taniec-ze-smiercia.blogspot.com/, gdzie pojawił się rozdział 18. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. No to tak znalazłam bloga, przeczytałam. I mi się bardezo podoba. Jest zupełnie inny niż inne opowiadania. No jest po prostu super, genialnie. Szkoda, że jest tak mało rozdział, bo już zaczęłam się rozkręcać. co do pierwszego rozdziału, to będzie dziecko O.o? Co do drugiego to Madara to chuj i tyle. Trójeczka to Pein jest po prostu Bogiem i tyle. Paring Konan&Pein jest moim chyba najukochańszym razem z Minato&Kuschina. tylko o tym pierwszym jest tak mało blogów a jak są to są dość lipne. Twój jest wspaniały więc masz pisac dalej. Pozdrawiam i dodaje do linków na http://kako-genzai-shorai-deidara.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak ja lubię twą historię, a jak nienawidzę, jak ktoś przerywa w takim momencie... Nareszcie ktoś pisze o Konan, Nagato i Yahiko :D Podoba mi się wszystko. Opisy, uczucia, akcja, fabuła :D
    Czytam to od jakiegoś czasu i czeeekam na nowy chapter z niecierpliwością...
    Nie wiem, czy ktoś to zrobił, czy nie, ale... NOMINUJĘ TEGO BLOGA DO LIEBSTER AWARDS :D -więcej o tym tu...
    fairy-tail-my-version.blogspot.com
    ... A teraz, skoro to już jedenasty komentarz, mogę wreszcie sprawić godziwy pogrzeb Mariannie(miotle) :)
    A tera bayoł!-będę jeszcze cię nawiedzać :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam :-)
    Ja tylko szybko odpowiem na Twoje pytania...
    Osobę, która sprawdza moje wypociny już mam, jednak wciąż poszukuję osoby, która pomogłaby mi ogarnąć blogspot... więc jeśli masz czas i chęci, to ja się na to piszę :-).
    Rozdział 2 już jest, tylko czekam na korektę. Moja beta ma teraz urwanie głowy na studiach, więc cierpliwie czekam, bo jestem zadowolona z jej pracy. Myślę, że jeśli do 20.02 nie otrzymam poprawionego tekstu, to wstawię go bez poprawek, a najwyżej poddam edycji, gdy mój korektor podejmie się wyzwania:-)
    Co ja to jeszcze chciałam? A, no tak... nie mogę Ci zdradzać fabuły! :D nie powiem nic. Będę okropna i powiem, że dowiesz się wszystkiego czytając mojego bloga ^^
    Jakoś tak cieplej na sercu się robi, kiedy czyta się tak miły komentarz.( jesteś chyba 1 z 2 osób, które czytają moje wypociny xD) Zmotywowałaś mnie do pisania kolejnego rozdziału.
    Dziękuję i pozdrawiam
    kuso^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Kocham opowiadania z cudowną trójką :D I z całą pewnością mogę przyznać, że twoje trafiło do jednych z moich ulubionych :) Co do rozdziału świetny i śmieszny :D Szczególnie sprawa z pasztetem... znaczy królikiem :P + Tak jakoś całe te wydarzenia powoli zaczynają przypominać mi "Kac Vegas" :P. (Raczej oglądałaś ten film.) Fajnie się dzieje, więc na pewno czekam na nexta i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wiesz, że nie mogę dodać komentarza w zakładce SPAM?
    No nic, to ja tylko powiem, że u mnie po długiej przerwie pojawiła się nowa notka.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Jest mi tak wstyd! Tyle czasu mnie nie było, a przez to dosłownie olałam Twojego wspaniałego bloga. Ah, wreszcie nadrobiłam wszystkie zaległości. Pierwsze, co muszę zrobić to udusić cię.
    Jak można kończyć w takim momencie x.x
    Rozdział jak zwykle tak mnie pochłonął, że nie zauważyłam kiedy się skończył :< Ja chcę więcej. Czekam z niecierpliwością na next.
    A tak z innej beczki, u mnie jakiś czas temu pojawił się rozdział, nie wiem czy nadal czytasz. Jakby co to zapraszam. Do następnej, Tanako :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego wpisu:)

    OdpowiedzUsuń
  19. znalazłam twojego bloga w jakimś tam spisie i postanowiłam go przeczytać. Jeju on jest świetny! Konan jest w ciąży tak? Wydawało mi się od początku :> chyba, że nie? dobra myśle, że jak mama przynosiła jej ulotki klinik to tak, chociaż może nie? Dobra nie ważne. Podoba mi się przede wszystkim twój styl pisania. Taki zwykły, znaczy wyluzowany.. taki poprostu ktory sie milo czyta:D lubie czytać takie opowiadania chodź sama raczej bym nic ciekawego nie wymyśliła :D błędów nie robisz przynajmniej ich nie zauważyłam więc gratuluje :D oczywiście bede obserwować twój blog i niecierpliwie czekam na kolejną notkę :D pozdrawiam i życzę dużo weny :)
    susanooo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń