czwartek, 25 października 2012

Chapter 3 - część 1

Tajemnica wczorajszej nocy
     W związku ze swoim wszechobecnym pechem, postanowiłem, że nie będę spędzał całego dnia w klubie, gdyż moja obecność tam stwarzała bardzo niebezpieczną sytuację. Chłopaki na pewno wykorzystali by ten moment, by dowiedzieć się czegokolwiek o zeszłorocznych wydarzeniach, a ja i Nagato w jednym pomieszczeniu byliśmy zachęceniem do działania. Też dlatego, po jakże ciekawej (ironia, drodzy państwo) fizyce, postanowiłem chociaż raz spędzić dwudziestominutową przerwę na korytarzu. 
     Oparłem się o jedną z ledwo trzymających się szafek, założyłem ręce na pierś i zacząłem obserwować uczniów. Prawdę powiedziawszy, nigdy tego nie robiłem, bo zazwyczaj to oni obserwowali mnie z tym swoim codziennym tekstem: "on jest z Akatsuki". Dzisiaj jednak było inaczej. W końcu musiałem poobserwować pierwszaków, choćby nawet. 
     Stałem tak przez jakiś czas, aż nagle usłyszałem po swojej prawej stronie kobiecy głos, krzyczący - najprawdopodobniej - w moją stronę. 
     - Yahiko-kun! - Szybko odwróciłem się w tamtym kierunku, by zobaczyć posiadaczkę tak przeraźliwego, piskliwego głosu, by po chwili zawzięcie szukać drogi ucieczki. W moją stronę szła jedna z naszych samozwańczych, szkolnych diw - Rose. Nie żeby była jakaś brzydka, czy coś w tym stylu, bo trzeba przyznać, że ów posiadaczka blond włosów, błękitnych oczu i idealnej sylwetki była marzeniem niejednego mężczyzny. A raczej byłaby... Gdyby nie fakt, że w komplecie nikt nie dołączył mózgu. 
     - Yahiko - szepnęła do mojego ucha, delikatnie przesuwając swoją dłoń po moim torsie. Szczerze powiedziawszy, to nie wiem dlaczego jej nie odepchnąłem, jak to zwykłem był robić. Po prostu stwierdziłem, że będzie to na nic, gdyż ona i tak się do mnie przyczepi. 
     - Cześć, Rose. Czy mogłabyś z łaski swojej odsunąć się trochę? - rzekłem z brakiem jakichkolwiek emocji. Taka sucha informacja, którą powinna zrozumieć. Chyba...
     - Och, Yahiko - mruknęła, zbliżając się do mnie swoim ciałem. Nawet nie zauważyłem kiedy, a przyparła mnie do szafki, powoli zbliżając swoją twarz do mojej. Miałem jej po dziurki w nosie, ale nie przywykłem do obrażania dziewczyn, chociaż ją, po trzech latach w jednej klasie, miałem ochotę uderzyć z nadzieją, że może to przywróci jej mózg. - Nie wiedziałam, że jesteś taki nieśmiały - dodała po chwili, opuszkami palców przejeżdżając po mojej wardze. 
     - Dobra, Rose. Koniec zabawy - powiedziałem z poważną miną i leciutko odsunąłem ją od siebie, dosadnie dając do zrozumienia, że mnie nie interesuje. Blondynka tylko zmrużyła swoje oczy, po czym, gdy tylko zauważyła, że chcę jej uciec, znowu zaczęła się do mnie dobierać. 
     - Yahiko! - pisnęła, łapiąc mnie za rękę. - Wczoraj byłeś o wiele bardziej rozmowny - mruknęła w moją stronę i wlepiła we mnie swoje wielkie oczy.
     - Coś ci się pomyliło, Urukawa - odparłem obojętnie i chciałem się od niej uwolnić, gdy nagle dziewczyna rzuciła mi się na plecy, przytulając się do mnie. - Rose! Co ty wyprawiasz?! - wrzasnąłem zdenerwowany. 
     Blondynka w chwilę potem zeszła ze mnie, po czym położyła moją rękę na swojej talii. Tak, wiem, wiem, byłem strasznie uległy, ale tu nie chodziło o to, że ona mnie pociągała, albo w jakikolwiek inny sposób mi się podobała - nic z tych rzeczy. Po prostu wiedziałem, że nic innego nie zdziała, tylko przetrwanie jej miłosnych zagrywek. 
     - Myślałam, że po wczorajszym nasze relacje się nieco zmienią, Yahiko - zaśmiała się cichutko, znowu zbliżając się do mnie niebezpiecznie blisko. 
     - Rose, wczoraj to ja byłem w domu - rzekłem pewnie, patrząc jej w oczy. Urukawa po moich słowach wydała się być zmieszana, tak jakby nie zrozumiała ich sensu. Zresztą... Wcale nie zdziwiłby mnie taki bieg zdarzeń. 
     Stała tak przez dobrą minutę, wpatrując się tępo w moją sylwetkę, gdy w chwilę później, gwałtownie, wybuchnęła - jak dla mnie - niezrozumiałym śmiechem, po czym znowu przyparła mnie do szafki i prawie że dotknęła swoimi ustami moich. Leciutko przymknęła oczy, w międzyczasie delikatnie zakładając rękę na mojej szyi. Wiedziałem, że już zaczęła na dobre i pierwszy raz w życiu brakło mi pomysłów jak ją odciągnąć od siebie, bo na tamtą chwilę wydawało mi się, że wpadłem po uszy. 
     - Już rozumiem, Yahi. Czyżbyś chciał zabrać mojego króliczka i udać, że go nie masz? - zapytała, delikatnie dotykając swoimi wargami mojej skóry. - Oj, niegrzeczny z ciebie chłopczyk - mruknęła niczym kocica i odeszła. 
     Nawet sobie nie wyobrażacie, jaką ulgę poczułem. Blond królewna zaszczyciła mnie chyba najbardziej głupimi słowami w swoim życiu i najzwyczajniej w świecie sobie poszła. Uff... Głęboko wciągnąłem powietrze, zastanawiając się, czy czasem moja rozmówczyni nie była naćpana, bo trzeba przyznać, że gadanie o jakichś królikach było naprawdę nie w temat. 
     W każdym razie, najszybciej jak tylko mogłem, wymazałem ze swojej pamięci tamten dziwny incydent i postanowiłem, że czas się przejść. Prawdę powiedziawszy, to gdyby ode mnie to zależało, to stałbym dalej przy tamtej szafce, ale wtedy do głowy przyszła mi myśl, że jeszcze ów księżniczce zachce się do mnie wrócić. Wtedy już nie miałbym żadnego wyjścia, tylko przeżyć jej zaloty kolejny raz. 
     Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Pochodziłem sobie po tym jakże cudownym korytarzu, gdzie chyba ze trzy razy wybiłem okno, zalałem płytki i wymalowałem ściany, po czym wyszedłem na dziedziniec, który w każdy normalny dzień byłby pusty, jednak dzisiaj roił się od pierwszaków. Też właśnie dlatego, uparcie zacząłem szukać mojej siostruni, której nie widziałem aż od godziny dziewiątej (a była już dwunasta).
     Kiedy już moje próby znalezienia małolaty spełzły na niczym, wzdychnąłem głęboko i ruszyłem w stronę łazienki. I chociaż nie lubiłem tam przebywać, nic nie mogłem poradzić na to, że po prostu mi się zachciało... Tak, właśnie tak. 
     Przelotnie zerknąłem na zegarek w telefonie, wychwytując przy okazji nieodebranego sms'a, po czym ignorując powiadomienie, niczym huragan wparowałem do męskiej toalety. Trzeba przyznać, że nie było to moje ulubione miejsce. Szara smuga papierosowego dymu jeszcze bardziej utwierdzała mnie w przekonaniu, że muszę się stamtąd jak najszybciej wydostać, toteż dlatego nawet nie zwróciłem uwagi na osoby w pomieszczeniu. 
     - Yah! - usłyszałem bliżej nierozpoznany głos. 
     Wystraszyłem się nieco, gdyż naprawdę nigdy nie miałem styczności z ludźmi z "toalet". Można nawet nazwać ich czymś na wzór klubu - tak jak my byliśmy "Akatsuki" i przesiadywaliśmy w pokoju klubowym, tak oni byli jakimś zgromadzeniem, każdą przerwę spędzającym w łazience na szlugu, bądź czymś innym.
     Odwróciłem się za siebie, po czym w cieniu ujrzałem postać o jasnych, a raczej białych włosach, trwającą w szyderczym uśmiechu. Z tego co udało mi się wypatrzeć przez smugę dymu, wiedziałem, iż zawołał mnie jakiś chłopak, ale początkowo nie mogłem skojarzyć, kim on mógł być. Z drugiej strony - właśnie, Yahiko, jesteś inteligentny, jak nikt inny! Byłem w męskiej toalecie i spodziewałem się, że woła mnie dziewczyna. Naprawdę się nie wyspałem...
     - Widzę, że żyjesz po wczoraj - dodał po chwili, zaciągając się papierosem. 
     - Po wczoraj? - szepnąłem sobie pod nosem, próbując dojrzeć swojego rozmówcę.
     - No raczej, nie inaczej - mruknął, po czym powoli zaczął wyłaniać się z cienia. Jako że dym powoli zaczynał mnie drażnić, przymknąłem powieki, równocześnie machając dłonią przed oczyma, by cholerstwo się do nich nie dostało. - Nie sądziłem, że taki z ciebie zawodnik, kolego - dodał.
     Kiedy już cały wyłonił się z cienia, od razu skojarzyłem go po twarzy. 
     - Suigetsu - mruknąłem. 
     - No wreszcie mnie poznałeś - zaśmiał się swoim charakterystycznym śmiechem, po czym zgasił papierosa i wyrzucił niedopałek za siebie. - Kacyk był? 
     Spojrzałem na niego niezrozumiale, po czym potrząsnąłem stanowczo głowo. 
     - Jaki kacyk? Że niby po czym? - zaśmiałem się nerwowo, na samo wspomnienie o poranku.  
     - Po wczoraj, po imprezie. Przecież nie po soczku pomarańczowym. - Suigetsu spojrzał na mnie zdziwiony. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, jakby ten cholerny drugoklasista patrzył się na mnie jak na jakiegoś idiotę, który na dobrą sprawę nie pamięta jak się nazywa. 
     - Ja byłem wczoraj z tobą na jakiejś imprezie? - zapytałem, rozglądając się naokoło siebie z nadzieją, że znajdę gdzieś ukrytą kamerę.
     - Yahiko, weź skończ te gierki - zdenerwował się Hozuki. 
     - Ale co mam skończyć? Lepiej wytłumacz mi, o co ci chodzi.
     Białowłosy zerknął na mnie niepewnie, po czym sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął paczkę czerwonych Marlboro. Z należytą grzecznością wysunął jednego papierosa w moim kierunku, jednak stanowczo odmówiłem, co tylko rozśmieszyło chłopaka. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałem, co go tak bawi, bo znał mnie nie od dziś (razem się wychowywaliśmy) i wiedział, że raczej byłem przeciwny jego trybowi życia, toteż tak bardzo dziwił mnie fakt, że miałbym z nim być na jakiejkolwiek imprezie.
     - Ty naprawdę nic nie pamiętasz? - zapytał, odpalając papierosa. 
     - A co mam pamiętać? - zdziwiłem się. 
     Suigetsu wzdychnął głęboko, po czym spokojnie zaciągnął się tytoniem. Nie wiem dlaczego akurat w tamtej chwili przyszła mi do głowy myśl, że komu jak komu, ale jemu papieros pasował. Wiem, wiem, głupie myśli, jednak jeśli zna się kogoś od kołyski, to do niektórych rzeczy człowiek się przyzwyczaja, a zważając na fakt, iż to właśnie z Suigetsu zapaliłem swojego pierwszego papierosa (któraś klasa podstawówki, papieros zakoszony rodzicom), miałem nieodłączne wyrzuty sumienia, że nijako to przeze mnie on teraz jest taki jaki jest.
     - Przyszedłeś wczoraj wściekły z miasta i stwierdziłeś, że straciłeś wiarę w ludzi. No wiesz... To twoje filozoficzne narzekanie - żachnął się Hozuki. - Powiedziałeś, że musisz coś wypić, bo nie wytrzymasz, a że akurat miałem w planach domówkę, to po prostu na niej zostałeś. Prawdę powiedziawszy, to nawet nie musiałeś dużo pić, żeby być pijanym, bo przyszedłeś już po jakiejś dobrej flaszce...
     Kiedy tak analizowałem wszystko, co mówił do mnie mój stary, młodszy kumpel z dzieciństwa, wszystko nagle zaczęło układać się w jedną całość. Senność, założenie "nie-tych-slipek", które powinienem, słaba pamięć, Rose... Tylko króliczki mi nigdzie nie pasowały. 
     - Czekaj, czekaj - przerwałem mu. - Czy na tej imprezie była Rose? 
     - No jakże by inaczej - uśmiechnął się szeroko, po czym ponownie zaciągnął się papierosem. - Wyobrażasz sobie imprezę bez niej? 
     - Czy ja... Czy ja zrobiłem coś głupiego? - zapytałem kolegi, doskonale zdając sobie sprawę, iż moje pytanie jest bez sensu. Mimo to, chciałem przypomnieć sobie wszystko, co wczoraj miało miejsce.
     - Cóż. - Hozuki podrapał się po karku, po czym spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. - Z tego co wiem, to bawiłeś się na całego. Ostatecznie nie wiem, co takiego wydarzyło się pod koniec, bo wyleciałeś z mojego pokoju jak oparzony. Co prawda, ledwo trzymałeś się na nogach, ale zostawiłeś Rose w pomieszczeniu samą.
     - Byłem z Rose w twoim pokoju?! - wykrzyknąłem, zupełnie nie wierząc w słowa Suigetsu.  
     - Tak - potwierdził ze spokojem.
     - Oczywiście, może mi jeszcze powiesz, że ćpałem i paliłem? 
     - Na balkonie było nieźle, przyznaj! - wyszczerzył się na samo wspomnienie.
     - Na jakim kurde balkonie? - zdziwiłem się, próbując dojść do dobrych wniosków. 
     - A fakt. Ty nic nie pamiętasz. Wiesz, ja na twoim miejscu wolałbym się wszystkiego dowiedzieć, skoro nie możesz sobie przypomnieć, co wczoraj robiłeś. Żebyś czasem za dziewięć miesięcy nie musiał odbierać czegoś, co zostawiłeś - zaśmiał się, dając mi do zrozumienia, że moja sytuacji bawi go bardziej, niż nie jeden dobry kabaret. 
     - Suigetsu - syknąłem w jego stronę, zupełnie bez humoru.
     - Wybacz, wybacz - zaczął się bronić, zauważając moją minę. Potrafiłem być straszny. Może nie tak straszny jak Kakuzu, kiedy ktoś chciał go okłamać w sprawie pieniędzy, ale też straszny. Tak więc bez żadnego "ale" przyparłem białowłosego do ściany i zacząłem swój wywiad.
     - Mów co wiesz! - wrzasnąłem na niego, zupełnie nie przejmując się tym, że przerwa już się skończyła, a w łazience zostaliśmy tylko we dwóch. Po prostu musiałem się dowiedzieć, co mnie podkusiło, by powrócić na "stare śmieci".

_______________________________________________
Jako że nie miałam weny do twórczego pisania, to oto przedstawiam Wam moją rozgrzewkę. Szczerze powiedziawszy to nie ma ona żadnego powiązania z tymże opowiadaniem, jednak podoba mi się na tyle, iż chciałabym to komuś pokazać, a więc oto i jest:

     Biała sukienka, delikatnie kołysana przez chłodne podmuchy jesiennego wiatru leciutko ocierała ciało blondynki swoim delikatnym materiałem, powodując przyjemną gęsią skórkę.
     Słońce zaszło... Ciemność nadeszła. Można by było rzec, że właśnie wtedy nadszedł ten czas. Czas śmierci. Wszystkie ptaki ucichły... Dzień już dawno nie dawał o sobie znaku. Wszystko było raczej ponure, jak podczas sądu ostatecznego być powinno. Wszystko oprócz... Dziewczyny.
      Blondynka stała wyprostowana, leciutko zaciskając dłonie na sukience. Oczy miała szeroko otwarte - jej zielone tęczówki uparcie wpatrywały się w szparę, z której pochodziła czerwona poświata. A jej usta... Jej usta uśmiechały się, chociaż psychika już dawno przyswoiła fakt, że nadchodzi koniec jej dni.
      Nagle wszechobecną ciszę przerwał pisk. Głośny, długi, raniący... Pisk małego dziecka, pochodzący zza szpary. Blondynka przycisnęła dłonie do uszy, zaciskając oczy. A potem... Cisza. Ta sama, przerażająca, mająca na celu uspokoić jej skołatane serce.
       Dziewczę usiadło. Spojrzało swoimi mądrymi, przekrwionymi oczami w górę, by uświadomić sobie, że nigdzie nie ma nieba. Była zamknięta w klaustrofobicznej klatce,  w której czekała na dzień sądu. Wzdychnęła. Położyła się na zimnej skale, brudząc materiał bielutkiej niczym śnieg sukienki. Powoli zaczęła uświadamiać sobie, że tym razem nie uda jej się wyjść z tej sytuacji całej. To był koniec... 

No i jestem z kolejnym rozdziałem: tak wiem, minęło już trochę czasu od ostatniej publikacji, ale zapewne już się przyzwyczailiście do moich strasznych przerw. Co do rozdziału: Słaby... Bardzo słaby. Być może dlatego, że właśnie poprzez to zamieszanie chcę zacząć tą prawowitą akcję, która będzie za jakieś dwa rozdziały (w następnym tylko nawiązanie). Tak, tak - domyślajcie się, o co może chodzić. 
Jak już zapewne niektórzy z Was zauważyli, po lewej stronie jest taka ciekawa informacja, iż "uwaga jest zwrócona na blog do...". Na pewno nikt nie rozumie, o co też tej zakręconej Meaghan może chodzić. Otóż - już tłumaczę; z takich względów, że jestem bardzo rozbieżna jeśli chodzi o opowiadania, postanowiłam, że przez jakiś okres czasu (przykładowo dwa tygodnie) będę wykorzystywała swój wolny czas tylko i wyłącznie na publikowanie na jednym blogu i  co jakiś czas zmiana. Wydaję mi się, że tak będzie lepiej, ale czekam na Wasze opinie.
A teraz troszkę rozmowy z czytelnikami: 
@Hanekawa - Cóż, jeśli chodzi o moje wytwory, zawsze jestem krytyczna, jeśli o nich mówię bądź piszę. Mimo wszystko bardzo cieszę się, że poprzedni rozdział Ci się podobał i mam nadzieję, że nie zawiodę Cię z kontynuacją. Co do sprawy Nagato... Cóż, wszystko w swoim czasie ;) 
@Momo - Ach... Tanja - bohaterka, którą stworzyłam nieco na swoje podobieństwo. Mogę uchylić rąbka tajemnic i zapewnić, ze ów siostrunia jeszcze nie raz pojawi się w opowiadaniu. Osobiście także twierdzę, że ta wersja opowiadania jest o niebo lepsza.
@Nuray - Miło mi, że rozdział przypadł Ci do gustu. A uwagę możesz zwracać mi dalej ;). 
@Midori - Będę okropna i nie napiszę od razu co z Konan, Nagato i Yahiko. Troszkę Was pomęczę myśleniem. Ogólnie jest troszkę blogów z tymi głównymi bohaterami. Po prostu trzeba poszukać ;)
@Kina. - Ja także uwielbiam ową trójkę, toteż dlatego postanowiłam co nieco o nich napisać, aczkolwiek nie uważam, że jest to blog na "wyższym poziomie". Mimo to, dziękuję Ci z całego serca.
@frankie. - Miło mi, że opowiadanie się spodobało. Cieszę się także, że spodobał Ci się mój Yahiko - stworzyłam go, gdyż jego postać jest bardzo zamazywana, w rezultacie czego w bardzo nielicznej części opowiadań występuję. Niech więc ma u mnie te swoje pięć minut. Co zaś tyczy się charakterów - jakoś od zawsze mam niby jakąś łatwość w kreowaniu, jednak w późniejszych rozdziałach powoli zacznę znijaczać postacie - wiem z doświadczenia.

Oczywiście, za opinie wszystkim bardzo serdecznie dziękuję i mam nadzieję, że tym razem też będę miała okazję ich trochę przeczytać. Z całego serca dziękuję osobą, które wpisały się do "Obserwatorów" - wiedzcie, że dużo to dla mnie znaczy, a także zachęcam wszystkich do głosowania w sondzie po lewej. 
Pozdrawiam i do następnego, 

3 komentarze:

  1. Ha, pierwsza!
    Co mogę powiedzieć o rozdziale? Nie jest słaby, ale jakoś szczególnie wybitny rzeczywiście nie jest... Brakowało mu tego "czegoś". Ale nie zaprzeczę, że ciekawy (ach, ta poimprezowa amnezja~~). Z niecierpliwością czekam na obiecany rozwój akcji.

    Jeszcze tam błędy, które zauważyłam... Literówek nie ma żadnych, ale za to zdarzyły się powtórzenia (których, notabene, zapomniałam zaznaczyć)... Sądzę, że jak przeczytasz, to znajdziesz :3

    Pozdrawiam~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta dam wreszcie dotarłam! Strasznie przepraszam za moje ociąganie się, ale czas to u mnie towar, którego wiecznie brakuje. Rozdział bardzo mi się podobał. Lekki, zabawny, można się było przy nim rozerwać. Poza tym Yahiko ma niezły charakterek i cięty języczek, przez co całość nabiera wyrazu. No nieźle musiał zabalować na tej imprezie, skoro nie pamiętał, co się wydarzyło. Podsumowując, udany rozdział, świetny styl i czekam na więcej, bo sama jestem ciekawa, co on takiego na tej imprezie zmalował. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że tak późno komentuje i w ogóle czytam . Ale szkoła dała w kość i musiałam sporo nadrobić...Ale na Twojego bloga w końcu znalazłam czas... Wcale nie zawiodłam się na rozdziale, wręcz przeciwnie, pozytywnie zaskoczył mnie on :) Czekam na dalszą akcję... ;3 Podobały mi się zabawne wstawki, lekkość rozdziału i przede wszystkim sama treść. Nawet nie zorientowałam się, kiedy się skończył. Nie pozostało mi nic innego jak życzyć weny. Pozdrawiam, Tanako

    OdpowiedzUsuń