czwartek, 20 marca 2014

Chapter 11

Winny
dodane przez: JungleFish  K O M E N T A R Z E



Długość: 19 609 znaków

A/N: Rozdział dosyć melancholijny. W każdym razie, mam nadzieję, że taki wyszedł, bo taki miał być :) Czekam na końcu. xoxo




~ Z perspektywy Nagato

- Nie możesz niczym bardziej przysłużyć się swym przyjaciołom, jak tym, że nie popsujesz im ich radości. Owszem, powiększysz ją, biorąc w niej udział. - Głos nauczycielki rozległ się po sali, dokładnie intonując każde nieprzyjemne słowo, które z dwojaką siłą zatapiało się w mojej głowie.
Cierpienia młodego Wertera. Czy jakaś lektura może być głupsza, niż to? Nie sądzę. Kiedyś może nawet bym stwierdził, że to cudowne arcydzieło, które wyszło spod pióra dobrze zapowiadającego się pisarza. Tak, kiedyś. Na pewno nie teraz, gdy słowa, które zostały zapisane w tej nieszczęsnej książce tak strasznie godziły w moją psychikę.
- Yuriko, podaj, proszę cię, fragment, który podkreśla znaczenie miłości dla głównego bohatera.
Dziewczyna otworzyła książkę, przekartkowała, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię lub na ułamek sekundy ogłuchnąć. 
- Czymże jest, Wilhelmie, sercom naszym świat bez miłości? Tym zapewne, czym byłaby bez światła latarnia magiczna. Ledwo wstawisz w nią lampkę, natomiast jawią się na białej ścianie barwne obrazy! A choćby były one tylko przelotnymi złudami, to jednak są nam szczęściem, stoimy jak młodziki i z zachwytem patrzymy na to cudowne zjawisko – zacytowała, a mi ciarki przeszły po plecach.
Życie był tragicznie nieudane. Za każdym razem uświadamiało mi, w jak strasznie beznadziejnej sytuacji jestem. Co prawda, na własne życzenie. Byłem niezdecydowanym bachorem, którego nagle przerosły wszystkie zaistniałe rzeczy.
Na całe szczęście, moje męczarnie przerwał donośny dźwięk dzwona. Zadowolony z takiego obrotu sytuacji, zgarnąłem wszystkie swoje rzeczy do torby i udałem się w stronę wyjścia. Dzień uważałem za skończony. Mogłem bez żadnych wyrzutów sumienia opuścić tą przeklętą placówkę i udać się do swojej fortecy, czyli pokoju, w którym przeżywałem wszystkie swoje dramaty. 
Nigdy nie spodziewałem się, że tak łatwo będzie mi ponownie odgrodzić się od ludzi. Kiedyś nawet nie wyobrażałem sobie, że będę miał przyjaciół, jednak w tym momencie czułem się źle z myślą, że nie mogę wejść do pokoju klubowego i na żarty posprzeczać się z którymkolwiek z nich. Wszystko to, co dawniej było dla mnie codziennością, stało się teraz sferą marzeń. Ile bym dał, by wszystko to, co było kiedyś, wróciło. Ile bym dał, by Konan była nadal przy mnie. 
W szatni zmieniłem obuwie, zamknąłem za sobą szafkę i ruszyłem w kierunku dziedzińca. Minąłem Zetsu i Kakuzu, którzy spojrzeli na mnie z mordem w oczach, na co w ogóle nie zareagowałem. Ich podejście było mi całkowicie obojętne. Prawda jest taka, że nie wiedzieli nic, co mogłoby usprawiedliwiać ich zachowanie. Wiedzieli tylko jedno – to, że jestem dupkiem. Jednym z największych, chodzących po ziemi. Z tą myślą jednak pogodziłem się już dosyć dawno temu. Być może za sprawą Yahiko, który zawzięcie starał się mi uświadomić, że nie tak powinienem się zachowywać. Zgadzałem się z nim. W każdym, najmniejszym stopniu przyznawałem mu rację. Niestety, nie potrafiłem powiedzieć tego na głos. Przyznanie się do winy było zbyt wielkim wyczynem, jak na moją osobę.

~○~
W domu znalazłem się dosyć szybko. Babcia krzątała się po kuchni, zapewne przygotowując obiad. Oprócz niej, nikogo innego nie zastałem. Ojciec jak zwykle przebywał w pracy, co nawet było mi na rękę. Nie musiałem mierzyć się z jego zimnym spojrzeniem, którym obdarzał mnie za każdym razem, gdy przez przypadek na siebie trafiliśmy. Walka pomiędzy nami była milcząca, ale bardzo zawzięta. Mniej bolesna, niż ta z Yahiko, ale mimo wszystko godząca w moją osobę. 
- Cześć, babciu – odparłem cicho, uśmiechając się do niej sztucznie.
- Już w domu, Nagato? - zapytała staruszka. - Obiadu jeszcze nie ma, ale chodź, zrobię ci kanapki. 
- Nie, dzięki. Nie jestem głodny – powiedziałem i ruszyłem do łazienki. 
Moja babcia nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co działo się wokół niej. Nie interesowała, a raczej nie chciała się interesować tym, co stworzyło nieprzyjemną aurę w naszym domu, chociaż doskonale widziałem, jak bardzo się o mnie martwi. Starała się rozmawiać ze mną jak zwykle, jednak nigdy nie pytała, co u Yahiko i Konan. Odkąd ich poznałem, kobieta tak strasznie ich polubiła, że cały czas zachęcała mnie, bym o nich opowiadał. Po stracie matki, to właśnie dzięki nim znowu otworzyłem się na ludzi. Przynajmniej w jakimś stopniu.
Przejrzałem się w lustrze, po czym przekląłem pod nosem. Cała lewa strona była nadal posiniaczona, co tylko dawało mi do zrozumienia, że to nie był sen. Znowu zachowałem się jak dupek, tym razem całkowicie świadomie. Ugodziłem w najczulszy punkt przyjaciela, tylko po to, by wybronić się z zarzutów, które były jak najbardziej trafne.
Obmyłem twarz wodą, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, po czym oparłem ręce na lustrze i zacząłem intensywnie wpatrywać się w swoje odbicie. Nie, nic nie było łatwe. A już na pewno nie spojrzenia osób, które się na mnie zawiodły. Na pewno nie wyraz twarzy Konan, gdy – podkuszony przez Akemi – powiedziałem jej, by usunęła ciążę. Czy zawsze byłem takim skończonym egoistą, że nawet potrafiłem zaproponować coś takiego swojej dziewczynie? Nie. To nie prawda. Stałem się po prostu marionetką w rękach dorosłych. Chciałem wierzyć w to, że mają rację i jedyna słuszna decyzja, jaką mogę podjąć, to posłuchać ich rady. Niestety, w rzeczywistości było inaczej. Wszystko to, co do tej pory zrobiłem, sprawiło, że tylko bardziej zraniłem najbliższych. Ale nie wyobrażałem sobie innej możliwości. Wychowywać dziecko. Jak to zabawnie brzmiało. Sam byłem jeszcze rozwydrzonym bachorem, który uwielbiał się buntować i żyć z dnia na dzień. Nie mogłem wyobrazić sobie, że miałbym siedzieć w domu, opiekować się maluchem i wiernie odgrywać rolę dobrego tatusia. To było wręcz nierealne. 
W pokoju zastał mnie ten sam bałagan, który zostawiłem rano. Książki porozrzucane po podłodze, laptop leżący na łóżku i dwa zdjęcia w ramce, która już dawno powinna zostać wyrzucona. Pęknięte szkło tak strasznie uświadamiało mi moją bezsilność. Przysiadłem na obrotowym krześle i przybliżyłem się do fotografii. Cała nasza paczka. Całe Akatsuki. Zakończenie drugiej klasy. Mógłbym stwierdzić, że był to najlepszy okres w moim życiu. Robiliśmy, co chcieliśmy, po prostu żyliśmy. Nikt nawet nie przypuszczał, że życie zgotuje nam takie piekło.
Ramkę potrzaskałem parę dni temu. W dzień, kiedy całe Akatsuki dowiedziało się o mojej decyzji, a raczej bestialstwie, jakiego się dopuściłem. Czułem się wtedy zdradzony, odrzucony. Tak jakbym był zabawką, która przestała robić to, czego się od niej wymaga. Zepsuta zabawka, której powinno się jak najszybciej pozbyć.
Westchnąłem przeciągle, po czym położyłem się na niepościelonym łóżku. Wszystkie myśli znowu zaczęły swoją wędrówkę w mojej głowie, przez co miałem ochotę udusić się poduszką. Zastanawiałem się, czy oni także to przeżywają w takim stopniu jak ja. Yahiko i Konan. Byłem pewny, że w tym momencie, oboje mieli do mnie ogromny żal, co nie było dla mnie wielkim zdziwieniem. Sam siebie nienawidziłem, szczególnie dlatego, że ich zawiodłem. 
Pamiętam doskonale, jak obiecałem Yahiko, że zajmę się Konan. Uwierzył mi, chociaż wiedziałem, że nie może pogodzić się z własną przegraną. Nie było tak, że pokłóciliśmy się o dziewczynę. W rzeczywistości, żaden z nas nie miał na to zbyt wiele odwagi. Byliśmy zbyt zgrani, cała nasza trójka. Jednak pomimo to, byłem strasznie wdzięczny, że Yahiko zareagował w ten sposób, gdy dowiedział się, co czuję do Konan. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że on także jest w niej zakochany. 
- Tylko nie spieprz tego – powiedział mi, wychodząc z pokoju.
- Zaraz, o co ci chodzi? - zapytałem. 
- O Konan. - Uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób, którym starał się zakryć swoje emocje. Uwierzyłem mu.
Pomimo tego, że ja i Konan tworzyliśmy parę, zbyt wiele rzeczy się nie zmieniło. Nie potrafiliśmy z dnia na dzień zmienić do siebie nastawienia, czy okazywać w bardziej widoczny sposób nasze uczucia przed znajomymi. Wciąż byliśmy częścią zgranej paczki przyjaciół, którzy, co prawda, nie szczędzili nam komentarzy na ten temat. Ale wtedy było to coś przyjemnego. Ta myśl, że jesteśmy wszyscy razem i możemy na sobie polegać. Nawet Yahiko, pomimo moich wcześniejszych obaw, wciąż zachowywał się tak samo. Wszystko układało się po mojej myśli i nie sądziłem, że kiedyś ta sielanka może się skończyć. Aż do tego jednego dnia. 
Siedzieliśmy wtedy w pokoju klubowym i toczyliśmy zawziętą grę na konsoli. Założyłem się z Yahiko o całe moje kieszonkowe, że pokonam go w tą przeklętą Fifę. Konan nigdzie nie było, Deidara kłócił się z Kakuzu, a Madara denerwował wszystkich, którzy tylko znaleźli się w jego pobliżu. Innymi słowy, było tak, jak zawsze i nic nie wskazywało na to, że mogłoby się coś zmienić.
- Szykuj pieniądze – powiedział podekscytowany Yahiko, co w ogóle mnie nie zdziwiło. Zawsze był pewny siebie i na moją niekorzyść, często była to właściwa postawa.
Tak, przegrałem. Wszystko za sprawą wibracji w prawej kieszeni i sms'a, którego odczytałem zaraz po tym, gdy oddałem swoje ostatnie pieniądze nadpobudliwemu rudzielcowi. 
Konan Spotkajmy się na dziedzińcu. 
Nie myślałem wtedy, dlaczego niebieskowłosa nie chciała spotkać się w pokoju klubowym, tylko szybko zerwałem się z miejsca i pobiegłem w stronę wytyczonego miejsca. Słońce grzało wtedy niewyobrażalnie mocno, a ja żałowałem, że mam na sobie czarne ubrania. Pamiętam, że gdzieś w głębi duszy poczułem jakąś niewytłumaczalną obawę przed czymś, co miało dopiero się stać. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, dlatego najszybciej jak było to możliwe, wyrzuciłem tą przeklętą myśl z głowy.
Dziewczyna siedziała na jednej z brązowych ławek. Jej nieobecny wzrok utkwiony był w ulicę, na której oprócz paru przechodniów nie było niczego godnego zaufania. Zdziwiło mnie nieco jej zachowanie, szczególnie, że zawsze była roześmiana i nigdy nie rozwodziła się nad żadnymi sprawami. Jej podejście do życia tak strasznie mi się podobało, że zawsze chciałem być taki jak ona. Podszedłem do niej niepewnie, po czym przytuliłem ją od tyłu, na co dziewczyna lekko się wzdrygnęła. 
- Udaru dostaniesz – odparłem cicho, rozluźniając uścisk. Nie odpowiedziała, tylko nikło się uśmiechnęła. Była jakaś nieswoja, zupełnie zatracona w przemyśleniach. Początkowo miałem wrażenie, że w ogóle mnie zauważyła lub zapomniała o mojej obecności. - Konan. Stało się coś? - zapytałem i przykucnąłem naprzeciwko niej. Podkrążone oczy, które uciekały przed moim wzrokiem, dosadnie dawały mi do zrozumienia, że coś jest na rzeczy.
- Nagato – zaczęła cichutko, aż musiałem się przybliżyć, by ją usłyszeć. - Ja... - Spojrzała na mnie niepewnie, a jej oczy zaszkliły się. 
- Konan. - Wystraszyłem się, chociaż nawet nie wiedziałem, dlaczego. Jej postawa, zachowanie, wszystko wskazywało na to, że coś się stało. Szybko przytuliłem ją do siebie, zupełnie zapominając o tym, że chciała mi coś powiedzieć. Dopiero po jakimś czasie odsunąłem ją od siebie, by mogła dojść do słowa. - Co się stało? 
- Nagato... - Jej wzrok powędrował na ziemię. - Jestem w ciąży – powiedziała cicho.
Zamarłem. Mój świat w jednym momencie rozpadł się na miliony kawałków, które w żaden sposób do siebie nie pasowały. Chwilami nawet wmawiałem sobie, że źle dosłyszałem to, co powiedziała Konan, dlatego gdy tylko udało mi się odzyskać trzeźwość umysłu, spojrzałem na nią uważnie. 
- Jesteś... w ciąży? - zapytałem, przełykając głośno ślinę. 
Pokiwała twierdząco głową, chwilę później opuszczając ją. Pojedyncze łzy spłynęły po jej policzku, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić. Przytulić ją? Powiedzieć, że wszystko będzie w porządku? Wiedziałem, że to największe kłamstwo, jakiego mogłem się dopuścić. 
Mój świat w tamtym momencie obrócił się o dobre sto osiemdziesiąt stopni. Nie miałem siły, by wstać z łóżka, a tym bardziej by udawać, że wszystko jest w porządku. Nawet jeśli ktoś mnie nie znał, wiedział, że coś się stało. Nic więc dziwnego, że całe Akatsuki bardzo szybko zorientowało się, że coś jest na rzeczy. Oczywiście, zbyłem ich głupimi, nic nie znaczącymi odpowiedziami, na przykład, że mój ojciec wrócił z pracy i robi mi piekło w domu, jednak fakt, że Konan także nie miała zbyt dobrego humoru, sprawiał, że traciłem swoją rzetelność. 
Wstrzymywaliśmy się parę dni, nim w końcu zdecydowaliśmy, że powiemy o tym rodzicom. Ten plan w ogóle nie przypadł mi do gustu, jednak wiedziałem, że nie mam prawa w takim momencie się buntować. Grzecznie zgodziłem się z decyzją Konan i gdy tylko pojawiłem się w domu, niecierpliwie czekałem na ojca. Zjawił się o wiele szybciej, niż przypuszczałem. 
Był bardzo zdziwiony tym, że na niego czekam. Z reguły nasze relacje opierały się tylko na mijaniu się w domu i nie wchodzeniu sobie w drogę. Nigdy nie rozmawialiśmy, a co dopiero mówić o jakichkolwiek zwierzeniach. Był dla mnie obcym człowiekiem, który oprócz tego, że miał obowiązek wychowywania mnie, nie spełniał żadnej znaczącej roli. 
- Cześć, tato – mruknąłem cicho. Zdziwił się na moje słowa, jednak nawet nie pofatygował się, aby odpowiedzieć. Zdjął swoją marynarkę, powiesił ją na wieszaku i idąc do kuchni, zerknął na mnie przelotnie. Przełknąłem ślinę. - Muszę z tobą porozmawiać. 
- Znowu kłopoty? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem. 
To nie tak, że zawsze mieliśmy zły kontakt. Po śmierci matki, przez kolejne dwa lata byliśmy nierozłączni, rozmawialiśmy o wszystkim i wspieraliśmy się wzajemnie. Wszystko zaczęło psuć się dopiero wtedy, gdy ojciec zamiast związać się z kimś na poważnie, zmieniał partnerki co parę miesięcy. Wiedziałem o tym i nie potrafiłem mu tego wybaczyć. Byłbym o wiele bardziej wyrozumiały, gdyby przyprowadził kogoś do domu, mówiąc „Oto twoja nowa matka”. Nie wymagałem zbyt dużo, tylko szacunku do zmarłej osoby. Ale on bardzo umiejętnie pomijał tą wytyczną. 
- Konan jest w ciąży – wyrzuciłem na jednym tchu, nie rozdrabniając się. Wiedziałem, że jeśli nie zrobię tego od razu, to nigdy tego nie powiem. Musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Trzeba było zaryzykować.
Między nami zapanowała cisza. Czułem, jak powietrze gęstnieje w pomieszczeniu i zrobiło mi się słabo. Miałem zamiar spojrzeć na ojca, jednak bałem się, że mogę tego pożałować. Wystarczyło, że cisza przytłaczała mnie na tyle, bym nie mógł racjonalnie myśleć. 
- Niech usunie – odparł obojętnie i poszedł do kuchni.
Stałem jak wmurowany w ziemię. Myślałem, że się przesłyszałem, jednak jego niewzruszona postawa sprawiła, że wreszcie zrozumiałem sens wypowiedzianych przez niego słów. 
- O czym ty mówisz? - warknąłem cicho, nie do końca pozwalając sobie na swobodną wymianę zdań. O ile można to było tak nazwać.
- A co, masz zamiar bawić? - zaśmiał mi się w twarz. - Jak tak bardzo chcesz, by dziecko się urodziło, to zrób coś, by nie było twoim balastem. Nie będę was utrzymywał. 
Tamtego dnia, zupełnie straciłem kontakt z ojcem. Nie chciałem go znać, a tym bardziej widzieć. Sprawę przemilczałem i wszystko ucichło, aż do momentu, gdy rodzice Konan nie zażądali spotkania. Wtedy znowu rozpętało się piekło. 
Cała droga samochodem wypełniona była ciszą. Nawet radio zostało wyłączone, przez co nie potrafiłem oddychać. Ta przerażająca pustka i jednocześnie strach przed wszystkim, co miało nastąpić, sprawiły, że znowu zaczynałem zamykać się w sobie. Było to najlepszą obroną przed otoczeniem. 
Kiedy znaleźliśmy się przed mieszkaniem Konan, głośno przełknąłem ślinę. W duchu błagałem, by nie było tak źle, jak sobie tego wyobrażałem. Dodatkowo przerażał mnie fakt, że mój ojciec będzie rozmawiał o takiej sprawie z rodzicami dziewczyny. Wiedziałem, że potrafi  mistrzowsko zgrywać cudownego tatusia, ale nie sądziłem, by tym razem także przyjął taką postawę. Szczególnie dlatego, że w ogóle się do mnie nie odzywał, wręcz zachowywał się tak, jakby mnie nie znał. Z jednej strony to rozumiałem, z drugiej zaś miałem ochotę przyłożenia mu w twarz, wykrzykując wszystko to, co mam mu do zarzucenia. 
Wyciągnąłem rękę, by otworzyć drzwi, gdy nagle poczułem silny ucisk na swoim ramieniu. Odwróciłem się zdezorientowany i natrafiłem na przenikliwe spojrzenie ojca. 
- Co się...
- Masz powiedzieć, że to nie twoje dziecko. Nic innego mnie nie interesuje – powiedział, po czym puścił moje ramię i pierwszy wszedł do pomieszczenia. 
Stałem w progu dobre parę minut, zastanawiając się, co to miało znaczyć. Dopiero gdy Akemi zachęcił mnie, abym wszedł do środka, lekko się opamiętałem. Mimo to, cały czas w głowie wirowały mi różne myśli, które zamiast pomóc, utrudniały dosłownie wszystko. To niezdecydowanie, jak powinienem postąpić, co zrobić, sprawiało, że stałem się nieobecny. Nie przysłuchiwałem się rozmowie, którą toczyli między sobą nasi rodzice. Wszystko obeszło mnie tak bardzo, że nawet głos Konan nie potrafił wyrwać mnie z tego letargu. Wirowałem gdzieś pomiędzy tym, co powinienem, a co muszę zrobić. 
- Nagato, słyszysz mnie? - Głos dziewczyny dotarł do mnie po pewnym czasie. Opamiętałem się, rozejrzałem po pomieszczeniu i stwierdziłem, że to niestety nie był sen. Cholerna rzeczywistość.
- Tak, słyszę – odarłem niemrawo, szukając wzrokiem ojca. Spoglądał na mnie tym swoim dyplomatycznym wyrazem twarzy, na której nie dało dojrzeć się żadnych emocji. Wiedziałem jednak, czego ode mnie oczekuje. 
- Wszystko zależy od was, dzieciaki – powiedział ojciec niebieskowłosej, a ja niezupełnie wiedziałem, o co chodzi. Cały czas byłem w innym świecie. 
- Nagato, a jak ty uważasz? - zapytała Akemi, dziwnie spoglądając na mojego ojca. 
Teraz, gdy na to patrzę z perspektywy czasu, mam nieodparte wrażenie, że słowa, które wypowiedziałem, nie były moją decyzją, tylko skutecznego wpływy ojca. Widziałem przed oczami cały czas jego zacięty wyraz twarzy, postawę, która nie akceptowała żadnego sprzeciwu i pod wpływem tych wszystkich czynników po prostu stchórzyłem. Wszystko to, co działo się wokół mnie, przerosło moje możliwości. Nie potrafiłem wziąć za siebie odpowiedzialności, a tym bardziej przyznać się do winy. Ta dziecięca cząstka, która cały czas tkwiła w moim ciele, wyszła na światło dzienne i pokazała, jak strasznie niedojrzały jestem.
- Konan, powinnaś usunąć to dziecko.
Świat, w którym się znalazłem, zupełnie nie przypominał mi sielanki, która trwała parę miesięcy wcześniej. Wszystko stało się szare, albo całkowicie straciło swoje zabarwienie. Prawdę powiedziawszy, sam sprawiłem, że czułem się teraz niczym wrak człowieka, zupełnie pozbawiony moralności i sumienia. Przybrałem postać egoisty, który myśli tylko o własnym dobru, a nie o innych, krzywdząc przy okazji wszystkich moich bliskich. Muszę przyznać, że rola ta wychodziła mi nieskazitelnie dobrze, ponieważ wszystko było tak, jak planowałem. Nie, nie ja. Jak planował mój ojciec, który umiejętnie pokierował moim wyborem. Równie dobrze mogłem powiedzieć wtedy, że będziemy razem i zajmiemy się dzieckiem. Ale czy byłem na to gotowy? Czy miałem wsparcie? Wydawało mi się, że nie. Być może to, że nie potrafiłem dostrzec pewnych rzeczy, sprawiło, że kroczek po kroczku spełniałem plan napisany przez kogoś innego. 
Po tamtym spotkaniu, nie miałem kontaktu z Konan przez całe wakacje. Wyjechałem na obóz do Anglii, pragnąc zapomnieć o tym, co czeka mnie po powrocie do domu. Niestety, niezależnie od tego, jak bardzo chciałem wymazać to wszystko ze swojej głowy, podświadomość wciąż przypominała mi urywki z tych wszystkich spotkań, które kosztowały wszystkich wiele bólu i wytrwałości. 
Obróciłem się na bok, wlepiając swoje oczy w ścianę. Słońce powoli zachodziło, dzień się kończył, a ja nie widziałem sensu, by jutro obudzić się pełny pozytywnej energii. Wszystko sprowadzało się do niezdecydowania, bólu i cierpienia. A ja, ten, który poniekąd przyczynił się do tego, byłem w takim samym stanie jak wszyscy, których to dotyczyło. Jednak wiedziałem, że teraz nie mogę wycofać się z tego, co sobie postanowiłem. Musiałem brnąć dalej w to bagno, udawać, że nie mam uczuć, by tylko spełnić oczekiwania dorosłych. 
Jedyna osoba, która była winna, to ja. Nikt inny nie przyczynił się do tego w tak wielkim stopniu. 
~○~
Witam, pozdrawiam! 
Dzisiaj króciutko, tylko parę informacji. 
1) Dziękuję za udzielanie się we wcześniejszym poście. Jak widać, wygrał rozdział, ale postaram się opublikować tego nieszczęsnego one shota ;) 
2) Gomenasai! Wiem, że znowu terminy u mnie nawalają, ale podejrzewam, że w jakimś stopniu już do tego się przyzwyczailiście. Staram się jak mogę, ale nie wychodzi mi to aż tak dobrze. Przepraszam. 
3) Rozdział jest... Co prawda, nie wiem, jak go określić. Narracja inna, sposób myślenia trochę inny, wszystko za sprawą Nagato, który mnie denerwuje :D. W każdym razie, nie potrafię zrobić z niego jakiegoś strasznie złego bohatera. I tak się wycierpi. 
4) Macie może jakieś swoje wyobrażenia, co do dalszego przebiegu opowiadania? Jestem bardzo ciekawa, czy ktoś trafi w sedno. Byłabym strasznie zadowolona, gdyby ktoś napisał coś od siebie.
5) Czekam na Wasze opinie.
 Do następnej publikacji! 

11 komentarzy:

  1. Nie ma komentarzy? Ołkej.

    Więc... Spodziewałam się czegoś innego. Nie wiem w jakim znaczeniu innego, ale nie takiego. To znaczy, fajne i w ogóle, nie zawiodłam się, ale myślałam, że będzie coś z Yahiko lub ten tego... Nieważne xD Wyszło świetnie ;)

    Pozdrawiam :*
    Ps: Fajny szablon *u*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yahiko przez cały ten rozdział spał :3 ale o tym w 12 chapterze ;3 niedługo przewiduję znowu takie bum, jak od 5 rozdziału. Ale na razie trochę lekkich rzeczy. Muszę sobie wszystko w głowie ułożyć.
      Dziękuję :)

      Usuń
  2. Yea, yea, rozdział, rozdział! *.*
    Tak szybko go przeczytałam, wciągnął mnie :) Lubie takie przemyślenia, rozważania bohaterów itd. No i opisałaś całą sytuację tej pary, bo byłam ciekawa jak to się stało z tą ich kłótnią i sprawą z usunięciem ciąży :) Normalnie myślałam, że kubkiem od herbaty walnę w ścianę jak czytałam teksty ojca Nagato... Takich ludzi to normalnie uhyhhhhuhh....
    Ja zawsze będę wyczekiwać kolejnych rozdziałów Twojej historii :) Niewiele jest opowiadań o Konan i Yahiko :p Do tego poruszasz tutaj takie fajne, życiowe sprawy :) Troszkę mi brakuję tego romansu tylko, bo chciałabym o nim trochę poczytać z udziałem tej parki, no, ale jak trzeba będzie to jeszcze poczekam :) Pisałam Ci jak uwielbiam ten blog? Pewnie pisałam, ale się powtórzę. Uwielbiam. Masz taki styl pisania, taki hmmm realistyczny i przyjemny ;)
    Przeczytam wszystko co napiszesz, czy to będzie one-shot czy kolejny rozdział :)
    Życzę dużo weny, chęci i pomysłów!
    Pozdrawiam serdecznie ;* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie miłe słowa, nawet nie wiesz, jak cieplutko na serduszku mi się zrobiło - tak, to też już pisałam <3 romans, romans, romans.... Dobra, coś wymyślę. Słaba jestem w romansach! *,*

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę :)
      Oj tam, dasz radę, wierzę w Ciebie ;) Nie musi być to jakieś wielkie romansidło, ale fajnie by było jakby coś tam zaiskrzyło ;D To są tylko moje odczucia, ale zrobisz jak uważasz :)

      Usuń
  3. Rozdział... ciekawy. W poprzednich rozdziałach nienawidziłam Nagato. Jak mógł kazać usunąć ciąże?! Osobiście nie jestem za takim postępowaniem, dlatego to tak mnie dotknęło.
    Ale wracając.
    Fajnie przedstawiłaś sposób jego myślenia... To było naprawdę ciekawe. Brakowało mi tu troszkę innych postaci... Yahiko, Konan czy kogoś z Akatsuki, ale nie twierdzę, że mi się nie podobało. Przeciwnie. Spodobało mi się to, że dałaś retrospekcje (w końcu się dowiedziałam jak to wszystko się zaczęło). Wszystko ładnie ze sobą współgra i w ogóle :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że sposób myślenia Nagato przypadł mi do gustu. Dość długo zastanawiałam się, czy pisać ten rozdział, czy zmieniać koncepcję, ponieważ bałam się, że nie podołam tej postaci. Niby sama go stworzyłam, a mi także sprawia problem.
      Retrospekcja niewielka, wiem, przepraszam. Jeśli chodzi o sprawy z przeszłości, to są one taką tylko ciekawostką, bo wszystko będzie toczyło się do tych "6 lat później". W każdym razie, może jeszcze jakieś wspomnienia zamieszczę.
      Dziękuję za opinie :))

      Usuń
  4. Yo Jungle Fish? Czemu nowy link? Czyżby tamten ci się znudził? Ech no nieważne.
    Co do rozdziału. Przez niego zmieniłam nastawienie do Nagato. Spojrzałam na niego z innej strony. Jak na zagubionego dzieciaka, który potrzebuje pomocy, ale boi się o nią poprosić. W tamtych rozdziałach jakoś tego nie było widać. Raczej był przeze mnie mieszany z błotem, bo w sumie mniej więcej tak go przedstawiałaś.
    Mi kompletnie nie brakowało innych postaci. Bardzo dobrze czytało mi sie o nim. Jedynie o jego zagubionej duszyczce, która jest błędnie prowadzona przez osoby, które powinny być dla niego wsparciem.
    Ech, co do jego ojca i innych dorosłych... nie chce się denerwować.
    Irytuje mnie u ciebie jedno, że bardzo rzadko wstawiasz notki, ale wiem, wiem... Blog ma być przyjemnością w chwili wolnego, a nie obowiązkiem. Jednak dla czytającego jest to lekkim ubolewaniem.
    Moje opinie, tak?
    Nigdy nie próbuję odgadywać czyjegoś toku myślenia co do opowiadania, ponieważ każdy ma inną psychikę. Jednak myślę, że nie będzie tutaj zbyt sielankowo i Yahiko i Konan nie będą razem. Może Nagato wróci do Konan, ale później coś się stanie i Konan będzie jednak z Yah. Ahh niczym Moda na Sukces.
    Wole nie próbować odgadywać XD
    No to do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z systematycznością zawsze miałam problemy. Nic więc dziwnego, że nawet na blogu jest to widoczne. Uwierz mi, staram się temu jakoś zaradzić, ale wychodzi mi to... No po prostu mi się nie udaje. Chyba tylko raz opublikowałam rozdziały po tygodniowej przerwie ;)
      JF tak dla zmiany, a dokładniej dlatego, że niepowołane osoby z mojego otoczenia dowiedziały się o Meaghan. Pomimo to, cały czas będę Megg i nic tego nie zmieni :)
      Cieszę się, że zmieniłaś nastawienie do Nagato. Aż tak bardzo zły nie jest, ale z punktu widzenia Yahiko prezentuje się troszkę inaczej.
      Hihi, "moda na sukces", powiadasz? :D
      Dziękuję za opinię. ;))

      Usuń
  5. Ja też się podpisuję pod tym, że chciałabym przeczytać tutaj jakiś romansik, chociażby zalążek. No bo, biedny Yahiko, tak głęboko zakochany w naszej Konan i nic się nie dzieje? Zlituj się, dziewczyno :c
    Nie wiem jak to robisz, ale czytając każdy z Twoich rozdziałów wczuwam się w sytuację bohaterów tak bardzo, że przechodzą na mnie ich uczucia. I przeżywałam to tak samo z Nagato. Nagato, który fakt, zachował się jak skończony chuj (bo inaczej tego ująć nie można), ale czytając wszystko z jego punktu widzenia... Widać, że wina spada także na dorosłych. Na tego durnowatego ojca, który nawet nie jest w stanie poświęcić mu sekundki.
    Mam nadzieję, że następny rozdział będzie Ci się pisało lepiej i dodasz go szybciej, bo jestem strasznie ciekawa, jak to się wszystko potoczy :3
    Pozdrawiam! c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana, przeze mnie, do Libster Award, więcej szczegółów tu: http://souleater-jak-na-kozakow-przystalo.blogspot.com/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń