wtorek, 17 kwietnia 2012

Rozdział 5

        Wrześniowa pogoda doskonale udzielała się wszystkim uczniom, więc nic dziwnego, że przerwę obiadową spędzali na świeżym powietrzu. To samo uczynili pierwszoklasiści, którzy powoli zaczęli przyzwyczajać się do zasad panujących w szkole.
        Brunet spokojnie leżał na trawie z zamkniętymi oczami. Odpoczywał po męczących lekcjach, które i tak przespał. W każdym razie, słońce oddziaływało na niego kojąco, co powodowało, że jeszcze bardziej nie chciało mu się nic robić. Niespodziewanie, ktoś zasłonił mu dopływ promieni słonecznych, na co od razu zareagował.
        - Kiba, weź tego swojego irytującego psa – rzekł obojętnie i podniósł się z ziemi.
        - Byle nie irytującego, Shikamaru. Akamaru, chodź tu – zawołał do swojego pupila.
        - Dyrektorka pozwoliła ci go przyprowadzać do szkoły? - zdziwił się Shino.
        - Oczywiście, że tak – uśmiechnął się brunet, ukazując swoje białe ząbki.
        - To chociaż trzymaj go na smyczy, bo ludzi straszy – odparł Shikamaru i ponownie położył się na trawie.
        Kiba zrobił urażoną minę, jednakże ostatecznie nie skomentował pouczenia kolegi. Prychnął tylko pod nosem i wyjął swoje drugie śniadanie. Obejrzał jego zawartość, jednak po wszystkim stwierdził, że nie ma na nie ochoty. Zawołał Akamaru do siebie i oddał mu swoje jedzenie tak, by nikt ze zgromadzonych tego nie zauważył, uprzednio rozejrzawszy się po placu. Pies zjadł wszystko, parokrotnie oblizując się z zadowolenia i położył się na trawie, odpoczywając.
        - Gorąco tu – rzekła Sakura, spojrzawszy w niebo.
        - Trzeba przyznać – zgodził się Kiba. - Idę po coś zimnego do picia. Jakieś zamówienia? - zapytał znajomych.
        Ostatecznie skończyło się na tym, że musiał zrobić listę, co komu ma kupić, by o niczym nie zapomnieć, po czym spokojnym krokiem ruszył w kierunku budynku. Sam budynek nie był nowy, ale odświeżony, jednak sprawiał wrażenie nowoczesnej budowli z XXI w. Oczywiście każdy uczeń wiedział, że szkoła pochodzi z okresu XX w., gdyż sam jej założyciel nadal żyje i ma się dobrze. Placówka była przeznaczona przede wszystkim dla bogatej, obiecującej się młodzieży, jednak nie obeszło się bez uczniów, którzy dostali się tutaj dzięki stypendium. Założyciel – Sarutobi, stwierdził, że to zapewni równowagę wśród klas społecznych i nijako miał rację. 
        Brunet podszedł do automatu i po kolei zaczął wybierać to, o co prosili go znajomi. Ostatecznie przestraszył się ilością puszek i butelek, gdyż musiał się nieźle nagimnastykować, by to wszystko zanieś do stolika na dworze. Zebrał wszystkie przedmioty i jak najszybciej chciał dotrzeć do znajomych. Pech chciał, że obróciwszy się, uderzył w przechodnia.
        - O nie, wybacz! - krzyknął od razu, gdy zorientował się, co się stało. Jak się okazało, tym przechodniem była dziewczyna, o długich, kręconych blond włosach i promiennym uśmiechu. Wydawała się nieśmiała i prawdopodobnie to było przyczyną tego, iż Kiba w pierwszym momencie porównał ją do Hinaty.
        - Nic się nie stało – odparła spokojnie, podnosząc kartki z podłogi. Kiba od razu rzucił się z pomocą i zaczął zbierać dokumenty, które przed chwilą przez niego opuściła.         - Jestem Anami – dodała po chwili i spojrzała mu prosto w oczy. Kiba w pierwszym momencie oniemiał, jednak po chwili się opamiętał.
        - Kiba – rzekł i odwzajemnił uśmiech.
Przez pewien czas spoglądali sobie w oczy, lecz gdy ich dłonie się spotkały, starając się podnieść tę samą kartkę, przerwali kontakt wzrokowy i zawstydzeni wstali, wymieniając się nieśmiałymi spojrzeniami.
        - Cóż, ja już pójdę – wtrąciła Anami i wyminęła chłopaka z uśmiechem.
        - Miło było poznać – rzekł Kiba i nie spuścił z niej wzroku dopóki ta nie zniknęła za drzwiami.
        Stał tak dobre parę minut, po czym się opamiętał i zaczął zbierać puszki z napojem, by zanieść je swoim znajomym, którzy zapewne czekali z niecierpliwością na jego przybycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz