niedziela, 17 czerwca 2012

Chapter 1 - część 1

Ostatni dzień wakacji
          Minęło dziesięć minut, odkąd siedziałem w tym cholernym barze. Kiedy wysyłałem jej sms'a, miałem nadzieję, że zjawi się na miejscu spotkania. W końcu stara Konan właśnie by tak zrobiła. Tak... Stara Konan, racja. Teraz wszystko się zmieniło i nawet nie wiem, ile mojej przyjaciółki w niej jest. 
          Wyszedłem z łazienki, uważnie rozglądając się naokoło siebie. Zerknąłem na zegarek i z bólem stwierdziłem, że spóźnia się już dwadzieścia minut. Ona nigdy się nie spóźniała. Ona nigdy nie pozostawiała moich próśb bez odpowiedzi. Teraz niestety tak zrobiła, więc coraz bardziej żałowałem, że w ogóle zmarnowałem te ostatnie wakacyjne południe. Mimo to, postanowiłem, że jeszcze trochę poczekam.
          Usiadłem na skórzanej, nagrzanej sofie i oparłem nogi o stół. Gdzie jak gdzie, ale tutaj czułem się jak w domu. Zresztą nie tylko ja. Pozostała dwójka także tutaj by się tak czuła, dlatego stwierdziłem, że będzie to najlepsze miejsce na spotkanie. Wyjąłem telefon z kieszeni i zacząłem namiętnie – po raz setny już – czytać sms'a, którego do niej wysłałem. Patrząc na to z perspektywy, też bym nie przyszedł. Jeszcze tak głupiej treści jeszcze nie czytałem, co ja narobiłem?! Nie mogłem tego jakoś lepiej sformułować? Cóż, teraz to już za późno, zapewne odebrała to, jakbym chciał na nią jeszcze powyzywać, jakby mało problemów miała na głowie. 
- Ekhm – usłyszałem nad głową.
          Podniosłem się z siedzenia jak oparzony, uderzając kolanem w blat stołu. Zabolało cholernie, a dźwięk, który wydałem, przypominał pisk dziewczynki w kinie na horrorze. Złapałem się ręką za bolące miejsce, po czym uchylając jedno oko zerknąłem na osobę nade mną. Konan... Chciałem się uśmiechnąć ze swoim dawnym zapałem, który zawsze podnosił ją na duchu, ale ja po prostu... Nie mogłem.
          Nie widziałem jej całe wakacje plus połowa czerwca. Nic więc dziwnego, że wszystkie zmiany były dla mnie tak odczuwalne. Zerkając na niebiesko włosą od razu uświadomiłem sobie, że musi być wykończona. Świadczyły o tym nie tylko podkrążone oczy, ale blada cera, która wyglądała jak gdyby dziewczyna przesadziła z pudrem. Jej pełne życia oczy stały się wypłowiałe, całkowicie tracąc swój kolor, a pojedyncze kosmyki włosów opadały na chude policzki. Ubrania, które na sobie miała, także w dużym stopniu odbiegały od jej dawnego stylu. Luźna, szara bluzka i czarne leginsy, które zapewne miały maskować to, że jej figura także ucierpiała na skutek tego wszystkiego.
          Chciałem się odezwać, ale nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. - Cześć Konan, kopę lat, idziemy do kina? - Idiotyzm. Głośno przełknąłem ślinę, po czym wstałem i przytuliłem ją do siebie. Nie zareagowała. Mimo wszystko, dzięki temu, poczułem, że dawna Konan nadal w niej siedzi. Ciągle używała tych samych perfum, które pewnego lata wylądowały w całości na moich włosach. 
          Odsunąłem się od niej, po czym wskazałem jej miejsce na sofie po przeciwnej stronie stolika, by usiadła. Zrobiła to bez słowa, tępo wlepiając wzrok w podłogę. Przez jej zachowanie czułem się bardzo niezręcznie, gdyż naprawdę nie wiedziałem, co mogę powiedzieć, a czego nie. To wszystko było jakieś nierealne.
- Chcesz coś do picia? - zapytałem w końcu. Westchnęła głęboko, po czym położyła łokcie na stole i oparła na nich głowę.
- Wodę – odparła, blado się uśmiechając.
          Widziałem, jak próbuję. Próbowała mi na każdy sposób pokazać, że się trzyma i wszystko jest tak, jak dawniej. Że nadal jest sobą: Konan z tymi samymi marzeniami, planami i humorkami, które zawsze znosiłem. I pomimo swojego uśmiechu, który wymusiła na sobie, nie dałem się zwieść.
          Zgodnie z jej prośbą zawołałem kelnera i zamówiłem dwie szklanki wody. Nie miałem ochoty na nic innego, a musiałem się czegoś napić, bo zaschło mi w gardle. 
- Jak się trzymasz? - zapytała ni stąd ni zowąd.
          Zerknąłem na nią niepewnie, ale wiedziałem, że muszę jej odpowiedzieć, by przerwać tę niezręczną sytuację.
- Bywało lepiej – mruknąłem. - Ale nie narzekam, no chyba, że na Tanję. Z miłą chęcią wywaliłbym ją z samolotu, jakby było to tylko możliwe.
          Konan zaśmiała się, jednak poczułem w głębi, że był to tłumiony śmiech. Taki, który chce pokazać swoje istnienie, a coś go powstrzymuje.
- Czyli nie pojechałeś na obóz do Anglii? - zapytała.
          Zerknąłem na nią badawczo, po czym zacząłem szukać drugiego dna w jej pytaniu. Tak, owszem, zapytała o obóz, jednak wiedziałem, że chodziło o coś zupełnie innego.
- Nie, nie pojechałem z Nagato – rzuciłem oschle. I to był mój błąd, bo przez mój ton na jej twarzy pojawił się jeszcze większy smutek, a moje serce rozpadło się na kawałki. Nie lubiłem sprawiać jej przykrości.
- Czy to przez to, że...
- Nie! - przerwałem jej nerwowo. - Nic z tych rzeczy. Po prostu młoda chciała lecieć do Hiszpanii, więc wybrałem się z nią. Dobrze wiesz, że rodzice by tego dla niej nie zrobili.
          Po cichu przyznała mi rację, po czym wlepiła wzrok w szklankę wody, którą postawił przed nią kelner.
- A ty jak się miewasz?
          Momentalnie uniosła swój wzrok znad wcześniej obserwowanego przedmiotu i spojrzała na mnie. Nie trwało to długo, gdyż po chwili jej wzrok zaczął błądzić po wszystkim, by tylko nie spotkać się z moim.
- Jak widać, jakoś się trzymam.
- Jakoś? - Ona i jej obijanie w bawełnę zawsze, gdy chodziło o jej osobę. O nas potrafiła się martwić, ale jak przyszło co do czego, to sama nie szukała u nas pomocy. Co to za układ w ogóle?
          Znowu uśmiechnęła się w ten swój nowy, blady sposób i upiła łyk wody.
- Nic mi nie jest.
- Właśnie widzę – mruknąłem, lustrując ją wzrokiem. - Wracasz do szkoły? - spytałem po chwili.
- Tak, znaczy nie. Nie mogę - poprawiła się szybko.
- Dlaczego? - zapytałem. Debilu, skarciłem siebie w myślach, przecież doskonale wiesz, czemu.
- To dla mnie za dużo, o wiele za dużo. Już teraz nie wytrzymuję, a powrót do szkoły mógłby mnie tylko jeszcze bardziej pogrążyć.
- Yhm, rozumiem – bąknąłem i nachyliłem się bliżej stołu. - A co z Nagato, rozmawiałaś z...
- Nie i nie mam zamiaru! - Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką reakcją tej dziewczyny. Zawsze była uosobieniem spokoju i jedyną osobą, która mogła ją przewyższyć, to Nagato, kiedy był małym knypkiem. Teraz był inny, ale... Jego zmianę potrafiłem zaakceptować. Nigdy nie przypuszczałem, że ona kiedyś będzie inna.
- Dlaczego?
- Nie bądź głupi – warknęła w moją stronę. - Czy chciałbyś spotkać się z kimś, kto zostawił cię w takim momencie i rozmawiać z nim, jakby nigdy nic? Jakby to nie była jego wina? Gdyby chociaż szukał ze mną kontaktu, gdyby chociaż się odważył, ale nie! Jest tchórzem i tylko ucieka... - Momentalnie jej oczy zaszkliły się, a dłonie zacisnęły w pięść.
- Konan, ja...
- To nie twoja wina. Jego też nie. Ja po prostu... Szukam winnych, bo nie wiem jak mogę inaczej odetchnąć. 
          Łzy skapywały po jej policzku, a ja pierwszy raz od bardzo dawna poczułem się, jakby moje serce w ogóle nie leżało tam, gdzie powinno. Nie zastanawiając się długo, delikatnie położyłem swoją dłoń na jej i starałem się spojrzeć głęboko w oczy, jednak za każdym razem mi to utrudniała.
- Konan. Jak co, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, prawda?
- To nie twój problem – rzuciła.
- Nie wiedziałem, że to stało się już problemem – odparłem ironicznie, cofając rękę. Wiedziałem, że tego ode mnie nie oczekuję. 
          Dziewczyna ucichła, wyraźnie dając do zrozumienia, że temat został skończony. W ogóle nie czułem satysfakcji z takiego przebiegu sytuacji, gdyż tylko jeszcze bardziej ją zdołowałem, niż podniosłem na duchu. Lepiej powinienem zająć się trupami, albo hazardem, bo z żywymi ludźmi mi nie idzie. 
          Konan przetarła otwartą dłonią łzy i znowu uśmiechnęła się do mnie blado. Pewnie myślała, że podnosi mnie to na duchu, ale było zupełnie inaczej. Jednak... Nie potrafiłem jej tego wyznać. Nagle usłyszałem Charlie Brown, Coldplay. Wiedziałem, że ktoś dobija się do mojej rozmówczyni, a ta za każdym razem naciska czerwoną słuchawkę. Nigdy nie lubiła rozmawiać przy kimś.
- Odbierz.
- Nic ważnego – szybko odpowiedziała. 
- Skąd wiesz? 
- To tylko mama. Zapewne już stoi pod barem – zerknęła przez szybę, po czym uśmiechnęła się do mnie – i czeka, aż przyjdę.
- Co jej powiedziałaś? - zapytałem.
- Że chciałam porozmawiać z koleżanką.
- Super, stałem się dziewczyną, a myślałem, że to funkcja Deia – parsknąłem, na co dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie mogłam jej po...
- Tak wiem – przerwałem, doskonale znając ciąg dalszy. - To w takim razie nie zatrzymuję. - Ton mojego głosu był dziwnie nieprzyjemny, chociaż chciałem, by było odwrotnie. 
- Yahi...
- Nie, nic się nie stało. I tak doceniam to, że przyszłaś. Szkoda tylko, że mnie nie doceniasz – rzuciłem na jednym wydechu, a gdy tylko zauważyłem, że chce coś wtrącić, kontynuowałem – nie mam Ci tego za złe, tylko... Przecież wiesz, o co mi chodzi.
- Tak – szepnęła i wstała, szykując się do wyjścia.
- Konan – zawołałem ją, gdy odeszła już parę kroków. Odwróciła się w moją stronę i pierwszy raz, na dłużej, zerknęła mi prosto w oczy. - Powiedz mi prawdę. Ciężko jest? 
          W pierwszym momencie miałem wrażenie, że nie odpowie, a wyminie temat i już po chwili zniknie za framugą drzwi. Pewne było, że od tego momentu nie spotkam jej przez dłuższy okres, dlatego była to moja jedyna okazja. Wyczekiwałem podekscytowany. 
- Myślałam, że będzie gorzej – wyrzuciła z siebie po chwili.
- A co rodzice?
- W pierwszej chwili miałam wrażenie, że chcą zabić mnie wzrokiem, ale potem już było spokojniej, chociaż ojciec nadal się do mnie nie odzywa. Znowuż matka cały czas przynosi mi trzy tysiąc ulotek klinik, z których zapewne i tak nie skorzystam.
- Rozumiem – odparłem, uciekając wzrokiem. - Konan – zawołałem za nią znowu – spotkamy się jeszcze, prawda?
- No jasne – odparła, a na jej twarzy pojawił się cień starego uśmiechu, co podniosło mnie na duchu. 
- W takim razie, trzymaj się i wiedz, że możesz na mnie liczyć.
- Wiem.
          Odprowadziłem ją wzorkiem, po czym, gdy tylko zniknęła mi z pola widzenia, rzuciłem się na swój telefon, gdyż, ponieważ wibracje nie dawały mi spokoju, a osoba, która cały czas dzwoniła, najwyraźniej chciała dostać w łeb. Całe szczęście, że miałem wyłączone dźwięki, bo gdyby tylko Konan usłyszała This is the new shit, najpewniej zabiła by mnie na miejscu. 
          „Madara dzwoni”. 
          Fuck, krzyknąłem w duchu. Wiedziałem, że jeśli ten debil załatwi wszystko pod zakład, to będzie do mnie dzwonił, bym przekonał się co do jego wygranej. Nie sądziłem jednak, że temu ucieleśnieniu zła uda się to wszystko zrobić w tak szybkim czasie i to jeszcze o tej godzinie. Cud, przegrałem stówę. Co za ironia losu. 


 _____________________________________________
Tak, tak, tak! Oto pierwszy rozdział nowej wersji. Jeśli jesteś spostrzegawczy, na pewno zauważyłeś - Drogi Czytelniku - że wszystko opowiada nie kto inny jak Yahiko. Nie mniej, już zdecydowałam, o czym będzie historia. Będzie opowiadać o perypetiach dwóch par i niestety - jak to ja - wplącze nieco dramatyzmu i troszkę zmieszam naszych bohaterów. Nie mniej, pamiętajcie, że pojawią się także postacie drugoplanowe i ich perypetię także się pojawią, jako że nasz Yahiko będzie taki, jakiego stworzę (Y: A żeś powiedziała... M: Ucisz się, teraz moja kolej!). No więc dobra, na razie, to tyle. Powiem tylko, że nie tylko Yah będzie opowiadał, gdyż w późniejszej części opowiadania mam zamiar pisać z perspektywy Konan i może Nagato, aczkolwiek nie jestem jeszcze pewna. (Y: Ej, jak to?! M: Ucisz się, mówię Ci, jeśli głowę swoją lubisz! Y: Ale to miało być moje opowiadanie! K: Jak na razie, to ja tu rolę odgrywam. M: Cisza! N: Ja jestem cicho... M: -,- ) . W takim razie, do napisania i głosujcie w SONDZIE! ;) 
Ossu,

5 komentarzy:

  1. Ale super ^^ Lepsze od tej starej wersji. Nie jestem tylko w temacie... Z jakiego to anime, bo z chęcią bym się podszkoliła? ^^

    A co do ładu i składu rozdziału, to jest okej. Schludnie, nie robisz błędów (tylko chyba jedno "ę" źle wstawione widziałam). I mam jeszcze taką radę. Chyba radę... Nieważne ^^". Po prostu chodzi o to, że dialog również zaczyna się od akapitu ^^ Wtedy wygląda to lepiej i rozmowy nie mieszają się z resztą ^^ Otwórz sobie jakąś książkę, to zrozumiesz, o co mi chodzi ;D

    Uh... Gomen za krytykę, ale to chyba o to chodzi, prawda? ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, nie gniewam się - wręcz przeciwnie - cenię sobie krytykę innych. Co do akapitów, wiem, wiem. Książek czytam dużo, aczkolwiek nie zaczynam tutaj dialogów od akapitów, ponieważ mój komputer nie chce ze mną współpracować i wychodzą takie jakieś nierówne te wcięcia. ;)
    Miło, że Ci się podoba.
    A Anime to "Naruto" M. Kishimoto. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam szczerze, że nie czytałam starej wersji, ale z pewnością ją sobie dokładnie przejrzę. Natomiast ten rozdział bardzo mi sie spodobał. A więc wplatasz Yachiko i Konan? Bardzo mnie to cieszy, bo w anime moim zdaniem naprawde ciekawe postaci są zbyt szybko uśmiercane. Bardzo ładnie napisane, z uczuciem. Trochę tajemniczo, bo tak naprawdę nie wiem, co jest przedmiotem rozmowy Konan i Yachiko. Bardzo jestem ciekawa, jak rozwiniesz to dalej. Póki co jest świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. początkowo czytając rozdział miałam wrażenie, że chodzi o dziecko. teraz, cóż, niczego nie jestem juz pewna ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Troszkę się chyba spóźniłam, bo w końcu czerwiec 2012 chyba już był dosyć dawno :'< Cieszę się jednak, że zobaczyłam post na facebooku, od razu mnie wciągnęłaś! Do tego wygląd bloga jest świetny, co jeszcze bardziej zachęca do czytania~ Ale btw...
    Anime oglądam regularnie, gorzej z mangą, ale do nadrobienia mam może z dwadzieścia rozdziałów ;; Także chyba połapię się kto jest kim w dalszych częściach opowiadania ^^
    Piszesz tak cudownie... Naprawdę mi się podoba, dlatego zostanę na dłużej jeśli pozwolisz :3 A sama historia już staje się ciekawa, myślałam, że akcja będzie się rozgrywać gdzieś w tym prawdziwym świecie Naruto. - miłe zaskoczenie.
    To mówisz, że Nagato zostawił Konan, tak? Dziewczyna ma wspaniałego przyjaciela, więc na pewno sobie jakoś poradzi, mam nadzieję. No i Madara będzie~ Nie mogę się doczekać kolejnego parta *^* Lecę czytać dalej :3

    OdpowiedzUsuń