środa, 18 lipca 2012

Chapter 1 - część 2

Ostatni dzień wakacji
   Niechętnie zwlokłem się z wygodnej sofy i zostawiając za sobą knajpkę, która przesiąknięta była wspomnieniami, udałem się w stronę domu Uchihy. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałem, gdzie mnie będzie chciał wyciągnąć, ale nie miałem zamiaru też dzwonić i się dowiadywać. Szkoda mi było na niego kasy, więc czekałem, aż sam się odezwie. Ta... Długo to nie trwało.
    - Mów – rzuciłem oschle, doskonale zdając sobie sprawę, że tak samo mi odpowie.
    - Masz pięć minut, a jak nie, to po zakładzie. "La wida" we wschodniej części miasta – mruknął i rozłączył się.
    Zerknąłem z niedowierzaniem na słuchawkę i zdałem sobie sprawę, że ten debil pomiata mną jak tylko potrafi. Tak... Nigdy za nim nie przepadałem i naprawdę nigdy nie zrozumiem tego, dlaczego taki ktoś jak on jest w naszym klubie. Prawdę powiedziawszy nie znam osoby w Akatsuki, która go lubi tak sama z siebie. No może Itachi, ale to rodzina, więc „miłość przymuszona”.
    Odpędzając niepożądane myśli, wróciłem do tego, co powiedział Madara. „Masz pięć minut(...)”. Zapewne chodziło mu o to, że za ten czas mam być w wyznaczonej przez niego kawiarence, jednak pan inteligent pominął jakże ważną błahostkę, że znajduję się w drugim kącie miasta. Niech go szlag!
    Schowałem telefon, po czym pędem rzuciłem się w stronę metra. Na szczęście, zdążyłem na właściwy pociąg i już po chwili siedziałem na jednym z – tym razem – niewygodnych krzeseł.
    Przedziały były bardzo zatłoczone, jednak nie było się co dziwić. Wakacje się kończyły, więc wszyscy wracali do domu, by jutro iść do szkoły. Super, nowy rok szkolny! - krzyczał mi w głowie mój ironiczny głos. Naprawdę, nie pragnąłem niczego bardziej, ponad to – ironia. Chociaż, patrząc z perspektywy tego, że nie będę musiał pilnować młodej, zrobiło mi się lżej na duchu – prawda.
    Kiedy dziwny głos w głośnikach wyczytał moją stację, podniosłem się z siedzenia i zacząłem siłą przeciskać się do wyjścia. Nie było to łatwe, a jeśli chodzi o moją zwinność.... Tak... Nie skomentujmy tego.
    Wschodnia część miasta była jedną z najbardziej zatłoczonych miejsc. Nic więc dziwnego, że prawie w ogóle w niej nie przebywałem, o czym Madara doskonale wiedział. Po prostu - wykorzystał sytuację. Mimo wszystko, żeby nie przegrać moich ciężko zarobionych pieniędzy, przyspieszyłem kroku. W moich myślach cały czas tliła się nadzieja, że jeśli zdążę na czas, to może ta stówa nadal pozostanie moja.
    Do kawiarenki dotarłem w niecałe dziesięć minut. Był to mój rekord tego lata, szczególnie dlatego, że nigdy nie należałem do punktualnych osób. Przecież... Jeśli komuś zależy, to poczeka. Po co się spieszyć? Tym razem jednak było inaczej. Nie rozglądałem się naokoło siebie, nie szukałem jakiejś wymalowanej blondyny, którą zaprosiłem do kina, tylko hardo ruszyłem do drzwi, by w końcu wejść do klimatyzowanego pomieszczenia.
    Nagle poczułem na swoim lewym ramieniu czyjąś rękę, która mocno się zacisnęła i odciągnęła mnie w przeciwnym kierunku. Automatycznie swoją wolną, prawą dłonią zamachnąłem się z zamiarem przyłożeniu tej osobie, jednak moja twarda pięść uderzyła w jeszcze twardszą rękę bruneta.
    Staliśmy w takiej pozycji przez jakiś czas, dopóki nie skojarzyłem tego, kto stoi naprzeciwko mnie. Oczywiście, był to Madara. Jego czarne, pełne satysfakcji oczy wpatrywały się we mnie, a jego ręka jeszcze mocniej zacisnęła się na moim przedramieniu.
    - Puścisz wreszcie? - syknąłem i odepchnąłem go od siebie.
    - Coś taki znerwicowany? - spojrzał na mnie z lekkim politowaniem. - Dobiła cię informacja?
    - Jeszcze nic pewnego – odparłem i ruszyłem w stronę kawiarni. Daleko jednak nie uszedłem, gdyż brunet znowu mnie odciągnął. - Co ty wyprawiasz?
    - Teraz dam ci tylko pośredni dowód – wyszczerzył ząbki. - A jutro dostarczę ci resztę.
    - Resztę?
    Nie odpowiedział mi, tylko uśmiechnął się jeszcze bardziej tym swoim złowieszczym uśmiechem. W pewnym sensie ogarnął mnie strach, gdyż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Madara jest niepoczytalny. Mimo to, postanowiłem, że pogram w tę jego grę.
    - No więc, co mi przedstawisz?
    - Spójrz – odparł i palcem wskazującym skierował moją uwagę na stolik usytuowany w rogu budynku. Siedziała przy nim szatynka o niebieskim, rozbieganym wzroku. W pierwszym momencie miałem wyśmiać Madarę w żywe oczy, jednakże dopiero po paru sekundach zdałem sobie sprawę, że oto właśnie przy tamtym stoliku siedział nie kto inny, a Namiko.
    - Nie mów, że...
    - Tak – odparł z jeszcze większą satysfakcją. - Czeka tam na mnie i zaraz ci to udowodnię. Reszta jutro – rzucił na odchodne i wszedł do pomieszczenia.
    Wiedziałem, że zakład to już przeszłość. Przegrałem go jak nic, no chyba że... Pomyślałem, że jeśli Madara wciska mi tylko kit, że oto właśnie T A Namiko czeka na niego, to wtedy wygrana będzie moja, jednakże te przypuszczenia szybko zostały rozwiane, gdy menda się do niej dosiadła.
    Ze swojej pozycji nie widziałem za dużo i co najgorsze, nie mogłem sobie widoczności lepszej zapewnić. Pewną rzeczą było, że jeśli wejdę do pomieszczenia, dziewczyna od razu mnie pozna i jak oparzona odskoczy od Madary. Wtedy – zgodnie z umową – przegram walkowerem, a na to pozwolić sobie nie mogłem. Nerwowo wypuściłem powietrze z ust i oparłem się o zimny kant budynku, czekając na rozwój sytuacji.
    Jakbym nie znał mendy i Namiko, stwierdziłby, że są starymi znajomymi, bądź po prostu jest to ich pierwsza randka. W gruncie rzeczy nawet nie zwróciłbym na nich uwagi, bo ja... to ja. Jednakże problem tkwił zupełnie gdzie indziej. Namiko nie powinna się z nim umówić z dwóch, jakże ważnych powodów. Pierwszy – nie są przyjaciółmi; drugi – ona ma chłopaka. Świat staje na głowie, stary. Pogódź się z tym. Mimo wszystko, zakład jeszcze przez te parę sekund był mój, dopóki... Dopóki czarna mendka nie przybliżyła swojej szkaradnej mordy do twarzy Namiko i jej nie pocałowała. Naprawdę, w ogóle nie wierzyłem w to, co widziałem i zacząłem nawet oskarżać swój wzrok o kłamstwo.
    Wtedy już wiedziałem – po moim zakładzie. Pieniądze w prawej kieszeni jeansów stały się strasznie ciężkie, a mój humor pogorszył się o sto pięćdziesiąt stopni. Innymi słowy, jeśli chcesz, by ostatni dzień twoich wakacji był najgorszym dniem w twoim życiu, zgłoś się do Madary. Wtedy wszystkie barwy stają się szare, a ludzie jakoś dziwnie na ciebie patrzą. Nawet twój stary, najlepszy przyjaciel mija cię, jakbyś był obcym człowiekiem, chociaż mieszkacie przez płot i znacie się od małego.
    Zaraz... Wróć... Jaki przyjaciel? Nie mogąc się opamiętać uderzyłem się otwartą dłonią w czoło i nagle, jakby przez mgłę zacząłem dostrzegać postać Itachiego, idącego do knajpy „La wida”. Nie myśląc długo, rzuciłem się w krok za nim i już po chwili tyrpnąłem go na tyle mocno, że zareagował dokładnie tak samo, jak ja z Madarą, tyle że... Nie udało mi się zablokować jego ataku i dostałem pięknego, prawego sierpowego w twarz.
    - Coś ty taki nerwowy? - pisnąłem z bólu.
    Itachi zerknął na mnie nieprzytomnym wzrokiem, po czym w chwilę później już mnie przepraszał. Swoje rozkojarzenie wyjaśnił kłótnią z bratem i tym, że ma wszystkiego dość. Oj stary... Tobie się tylko wydaje, że gorzej być nie może – miałem na końcu języka, ale oczywiście... Nie powiedziałem mu tego wprost.
    - Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony.
    - Cóż... Zwiedzam – wyszczerzyłem się w najgłupszym uśmiechu świata, sprawiając, by tylko nie spojrzał przez szybę. - A ty?
    - Odreagowuje.
    - Uderzając niewinnych przechodniów?
    - Szarpnąłeś mnie, jakbyś był jakimś zawodowym mordercą, więc się nie dziw.
    - Ok, ok. Moja wina. - Teatralnie uderzyłem się w pierś i nerwowo zerknąłem w głąb budynku. Sytuacja była na tyle niekorzystna, że właśnie w tym momencie Madara musiał dawać mi „dowód” na wygraną zakładu, co dobiło mnie jeszcze bardziej. - A gdzie się dokładnie wybierasz? - zacząłem, by tylko nie uciekł wzrokiem.
    - Planowałem iść gdzieś do jakiegoś baru, ale zabrali mi dowód tymczasowy, więc nie poszaleję. Ostatecznie pójdę do Namiko.
    Na-mi-ko... Chociaż zawsze twierdziłem, że tak dam na imię mojej córce – jeśli w ogóle dzieci się doczekam – to tym razem bardzo znienawidziłem osobę, na którą tak mówię. Wiedziałem, że prędzej czy później Itach o wszystkim się dowie, ale nie chciałem, by ten moment nadszedł właśnie teraz. Znając „mojego przyjaciela” - Madarę, dupek zgonił by wszystko na mnie mówiąc, że to ja namówiłem go do zakładu. A że hazard zawsze był moim głośnym hobby... Itachi na pewno by mu uwierzył.
    Nie mając pomysłu na lepszą zagrywkę, zacząłem zagadywać czarnowłosego na różne, bezsensowne tematy, typu szkoła, klasa, dziewczyna, wakacje... tra ta sra ta. Wszystko po to, by zapewnić sobie trochę niezbędnego czasu do jakiejkolwiek akcji.
    Ostrożnie wyciągnąłem swój telefon, po czym, po omacku, zacząłem naciskać zieloną słuchawkę, by zadzwonić do Madary. Nawet jeśli by nie odebrał, mógł zerknąć w moją stronę, a wtedy by zrozumiał, po co zawracam mu dupę. Mimo wszystko, na jego reakcję czekać musiałem dosyć długo, a gdy wreszcie Itachi powoli tracił już cierpliwość, jego kuzyn w końcu go zauważył. Z tego co udało mi się zauważyć, umówili się na coś z Namiko, po czym dziewczyna wyszła tylnymi drzwiami, a on sam zmierzał w moim kierunku.
    W chwilę potem stał już obok mnie, szczerząc się swoim złowieszczym uśmiechem i przelotnie witając się z Itachim. Ich powitanie było na tyle sztuczne, że miałem ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem, chociaż wcale nie było na to pory.
    - A ty co tutaj robisz? - rzucił kąśliwie Itachi.
    - Zarabiam – parsknął Madara, po czym wlepił wzrok za bruneta. - Patrz – odezwał się po chwili – czy to nie twoja dziewczyna?
    Rzeczywiście, w naszym kierunku zmierzała Namiko, która przybrała sztuczną minę typu „co ty tutaj robisz?”. Pewne było, że Itach się na to nabierze, aczkolwiek przez ułamek sekundy miałem wrażenie, że będzie zupełnie inaczej. Na całe szczęście, chociaż to skończyło się filmowym happy endem.
    Szatynka podeszła do Uchihy i uraczyła go pocałunkiem, który... wcześniej wylądował na ustach Madary. Zrobiło mi się niedobrze, nie powiem, bo chociaż nigdy nie miałem styczności z tą dziewczyną, to nie sądziłem, że jest z niej taka... przemilczę, z reguły nie lubię obrażać kobiet. Mimo to, mój wewnętrzny głos cały czas chciał się wyrwać na światło dzienne, przemawiając Itachiemu do rozsądku. Ale nie zrobił tego... Nie jestem jego ojcem.
    Zakochańce odeszli od nas parę minut później, po serii pytań „co ty tutaj robisz, wszystko w porządku, itp. itd”, a sam Madara hardo stał koło mnie, kryjąc swój zadowolony uśmieszek. Już miałem powiedzieć, że nie zauważyłem jego dowodów, jednak w tym samym momencie Namiko zrobiła coś, co nawet dla mnie było zrozumiałe.
    Jak przystało na parę, szli razem, objęci w pasie i wesoło rozmawiający. Scena wyjęta z filmu romantycznego. Mimo wszystko, ten piękny moment w chwilę później się psuje, gdy dziewczyna, niby tak od niechcenia podnosi rękę na wysokość ucha i wyraźnie sygnalizuje „zadzwoń”, maskując to założeniem kosmyka włosów.
    Zerknąłem na Madarę i już tym razem, śmiał się od ucha do ucha...
    - Menda z ciebie – rzuciłem w jego kierunku, na co w ogóle nie zareagował. Poniekąd bardzo się z tego cieszyłem, bo mogłem w spokoju pójść do domu, nie myśląc o tym, że to w pewnym sensie przeze mnie Namiko zdradza Itacha... Takie dziwne ukłucie w sercu, na wzór wyrzutów. Starzejesz się Yahiko, starzejesz...

_____________________________________________________

I oto mamy kolejny rozdział, na który - niestety - trzeba było trochę poczekać. Moja wena jakoś ostatnio wyparowała, ale na szczęście - już powraca. Co do rozdziału: miałam tylko jedną jego wersję i wcale się długo nad nią nie zastanawiałam. Tak jak już wcześniej powiedziałam, będę także wzorowała się starą wersją, ale troszeczkę ją ubarwiając i przedstawiając zupełnie innym językiem literackim (lepiej powinnam napisać językiem potocznym) :D. Historia idzie do przodu i mogę już od razu powiedzieć, że wprowadzę trochę swoich postaci, co mam nadzieję nie będzie Wam przeszkadzać. Więc... Czekam teraz na Wasze opinie! <3
Ossu,

5 komentarzy:

  1. W końcu doczekałam się dalszej części i się nie zawiodłam. Jedyną zawiść mam do siebie, bo za wolno oglądam Naruto i nie doszłam jeszcze do tych postaci... >.< Przynajmniej wyobraźnia działa ;D

    Co do tekstu... No, co mam powiedzieć? Otwórz słownik synonimów na słowie "świetne". I wszystko, co tam przeczytasz, odnosi się do tego opowiadania.
    Btw, znalazłam (tylko) jeden błąd... Brakowało ci gdzieś "haczyka" w "ę"... ;D

    No nic... Teraz wystarczy mi czekać dalej... ^^"

    OdpowiedzUsuń
  2. [R E K L A M A]
    W imieniu całej załogi serdecznie zapraszam na niedawno otwartą blogspotową szabloniarnię mangowe-szablony.blogspot.com~ Możesz u nas znaleźć gotowe dodatki do bloga, a także złożyć zamówienie na szablon czy nagłówek~

    PS. Dodawanie komentarzy w spamie nie działa ._.'''

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no! Bardzo mi się podoba. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3 Jeśli chcesz to poinformuj mnie na shi-w-akatsuki.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu dotarłam także tutaj. Ech te zaległości... A teraz do rzeczy. Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie. Bardzo zabawne i lekkie w odbiorze. Poza tym umiejętnie wkręcasz postaci z Naruto do świata rzeczywistego. Już sie w opowiadaniu zakochałam i bądź pewna, ze będę tutaj wpadać. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, chciałabym cię poinformować o nowym rozdziale na moim blogu. www.liceum-marzen.blog.onet.pl : p

    OdpowiedzUsuń